czwartek, 28 lutego 2013

18. Konfrontacja siódemek

2 tygodnie później:

Ronaldo:

Kazała zapomnieć mi o wszystkim jednak ja w myślach wciąż przywołuję nasz pocałunek. Dotyk jej ust odczuwam dosłownie do dziś pomimo że minęło już kilkanaście dni. Mimo to czuję się w jakiś sposób przez nią wykorzystany i okłamany. Najpierw zadaje się z tym piłkarzyną z Barcelony oszukując przy tym wszystkich. Następnie rzuca się na mnie w samochodzie i namiętnie całuje. Potem odpycha i każe o tym zapomnieć. Już sam nie wiem co mam o tym myśleć. Może jestem jej chwilową odskocznią od rzeczywistości? Chichoty kolegów z drużyny sprowadziły mnie na ziemie. Jutro mamy przed sobą mecz z najważniejszym rywalem w lidze a im zbiera się na wygłupy. Higuain rzuca się na Pepe przewracając go na ziemie. Natomiast  Kaka biegnie mu na ratunek odpychając od niego argentyńczyka. Marcelo także przyłącza się do tej przepychanki rzucając w nich siatkę z piłkami.



Mourinho przygląda się tej sytuacji z lekkim rozbawieniem po czym karzę ich dodatkowym okrążeniem wokół boiska. Gdy tylko zdołaliśmy rozgrzać wszystkie mięśnie rozpoczęły się ostre przygotowania do jutrzejszego starcia z Barceloną. Trener nie miał dla nas litości. Wszystko musiało być dopracowane w każdym detalu. Zmęczeni  po ćwiczeniach wróciliśmy do szatni . Przebierając się marzyłem tylko o gorącej kąpieli i łóżku. Jednak zaciekawiony żwawą dyskusją chłopków zaprzestałem w wykonaniu szybkiej ewakuacji do domu. 
- Ej no oddaj mi tą gazetę - rzekł poirytowany Karim wyrywając z rąk Ramosowi kolorową prasę. 
- Wy znowu żywicie się informacjami z plotkarskich pismaków? - pokiwał znacząco głową Marcelo
- Bynajmniej wiemy co się na świecie dzieje - bronił się francuski napastnik kartkując strony jakiegoś brukowca którego zdołał wydrzeć blondasowi. 
- Nowa gorąca sesja Mirany.. to widziałem.. operacja plastyczna Kim też.... - komentował Sergio przeglądając pozostałe wydania 
- Ooo artykuł o naszej Vann - po chwili oznajmił zatrzymując się na jednej ze stronnic. Poderwałem aż się z ławki na dźwięk jej imienia.
- Co tam piszą? - dopytywałem ciekawy tuż nad hiszpańskim obrońcą. Za mną skupiła się spora grupka zadając te same pytanie i wpatrując się w kolorowe czasopismo. Blondyn widząc spore zainteresowanie ociągał się z podaniem nam wyczekiwanych odpowiedzi.
- Ej no gadaj bo zaraz porwę tą gazetę - kłócił się z nim Benzema szarpiąc gazetę. Miałem ochotę pójść w jego ślady. Dosłownie traciłem już cierpliwość.
- Dobra dobra już czytam. - oznajmił triumfalnie. Powiercił się trochę na ławce przybierając odpowiednią  i wygodna pozycję dla siebie po czym zajął się śledzeniem tekstu.
- Z tego co tu piszą to Vann odrzuciła propozycję do Playboya. Jest nawet krótki wywiad z nią w  którym wyjaśnia powód odmowy. - oznajmił zamykając gazetę.
- Tylko tyle? Ale jaki powód ? - pytaliśmy jeden przez drugiego.
- Skończyłem idę do domu. Przypomniało mi się że dziś leci mój ulubiony serial. - zakomunikował wstając z ławki ale chwyciłem go z Pepe i zmusiliśmy do pozostania na miejscu.
- Zacząłeś to skończysz - rzekł wkurzony jego zachowaniem Marcelo.
- Gadaj bo spędzisz tu resztę wieczoru - zagroziłem.
- Żartowałem. Gdyby byście zobaczyli swoje miny- nalewał się .
- Mów bo tracę cierpliwość! - zaryczałem mu nad uchem.
- Dobra już dobra - uśmiechał się pod uchem i szukał owej strony w gazecie.
- O mam! - dodał po chwili ciszy która była dla mnie wiecznością.
- No więc tak Młoda polska modelka i  miss Euro kilkakrotnie odrzuciła oferty znanych czasopism dla mężczyzn. Gigantyczne sumy nie skusiły ją do zawiązania współpracy.... - czytał powoli by każde słowo dotarło do wszystkich zainteresowanych. Gdy już skończył odłożył otwartą gazetę na bok  i rzekł
- To by było na tyle.
- Jasny gwint. Kupa forsy inne to by dały się pociąć za taki szmalec. - stwierdził zaszokowany Viera.
- Taką postawę się chwali. Widać dziewczyna się szanuje - wyraził głośno swoje zdanie Kaka.
- Tylko takich dziewczyn więcej. - stwierdził uśmiechnięty Iker. Wszystkie informacje wyczytane przez hiszpańskiego obrońce odbijały się w mojej głowie. Nie mogłem dopuścić do świadomości że takie dziewczyny jeszcze istnieją. Zaimponowała mi tym. Zawsze chciałem by Irna zostawiła to wszystko i dała spokój tym rozbieranym sesjom. W końcu nic przy moim boku by jej nie zabrakło. Mam spory majątek nie musiała by zarabiać pieniędzy w taki sposób.  Ona tłumaczy się faktem że na tym polega jej praca. Ehh. Czemu nie myśli w taki sposób jak Vannesa? Pogrążony w zamyślaniach wyszedłem z szatni i udałem się samochodu.

Vannessa:

Te dwa tygodnie były dla mnie istną ucieczką od rzeczywistości. Unikałam kontaktu dosłownie z każdym piłkarzem z Realu Madryt. Gdy Ozil odwiedzał moją współlokatorkę wychodziłam z pretekstem ważnego spotkania co było oczywiście kłamstwem gdyż włóczyłam się po wszelakich kawiarniach i centrach handlowych. Alvaro dzwonił do mnie a ja nie odbierałam od niego telefonów a jak odbierałam to szybko kończyłam rozmowę nie dając mu dojść do słowa tłumacząc się że mam ogrom pracy i zleceń. Marcelo, Fabio, Benzema i Sergio zapraszali mnie do siebie na małe spotkania w gronie przyjaciół a nawet wspólne wyjścia lecz pozostałam nieugięta i dalej brnęłam w kłamstwie udając najbardziej zapracowaną modelkę w Madrycie. Jenn natomiast zasypywała mnie od tygodnia tym samym pytaniem czy pójdę z nią na mecz królewskich z Barceloną. Już za bardzo nie wiedziała jak mam jej odpowiadać. Wstydziłam się iść na ten mecz i zobaczyć Ronaldo po ostatnim moim występku . Wiedziałam że to jeden z najważniejszych meczy w sezonie i jest dla niego bardzo ważny tak samo jak dla pozostałych jednak paraliżował mnie strach. Wiem że go zraniłam bo po tym nawet nie odezwał się ani słowem. Natomiast Villa pisał do mnie codziennie. Chciał się spotkać lecz jemu też podałam tą samą śpiewkę co pozostałym. Mimo że miałam dużą ochotę się z nim zobaczyć. Dopadała mnie  ogromna potrzeba rozmowy z kimkolwiek a zaszywałam się samotnie w swoim świecie. David zapraszał mnie nawet na mecz na Camp Nou z Realem. Teraz to już totalnie nie wiedziałam co ja mam zrobić? Pójść w madryckiej koszulce sprawiając mu przykrość? Nie iść i sprawiając zawód wszystkim madryciakom w tym mu? Każdy wybór był by krzywdzący dla jednej jak i drugiej strony. Boziu dopomóż!!  Mecz już jutro!


Następnego dnia Camp Nou:

Ronaldo:

Nerwy dopadają wszystkich. Za chwile starcie z odwiecznym i najtrudniejszym rywalem w lidze. Próbuję się wyciszyć i odprężyć. Trener z przejęciem wymachuje rękoma tłumacząc ostatnie wskazówki przed meczem. Po chwili zostajemy przywołani do tunelu. Zamiast się skupić ja myślę o polce czy przypadkiem nie zmieniła zdania i będzie dziś na meczu. Podobno była taka zapracowana że nie miała czasu z kimkolwiek się zobaczyć. Po chwili w przejściu pokazują się katalończycy. Na sam widok Villi ciśnienie momentalnie mi podskoczyło do 200. Wymieniliśmy się nawzajem srogimi spojrzeniami. Dostrzegłem w jego oczach złowrogie nastawienie co znaczyło że nie wycofuje się z tej walki pomimo że już raz ode mnie oberwał. Miałem chęć powtórzyć ten wyczyn w tunelu ale opamiętałem się i wziąłem kilka głębokich wdechów i wydechów . Zdenerwowany wyszedłem na murawę gdzie po chwili rozpoczął się mecz. Nie panowałem nad piłką dziś wyjątkowo mnie nie słuchała. Chłopakom z drużyny gra też się nie kleiła . Nasze akcje były nie wykańczane a moje strzały lewą nogą na bramkę kończyły się uderzeniem w poprzeczkę lub w trybuny. Stało się przeciwnicy nie upilnowani przez obrońców strzelili nam bramkę. Po 20 minutach padła kolejna. Byłem bezradny wobec tej sytuacji. Graliśmy poniżej oczekiwań co wywoływało we mnie negatywne emocje. Banan w stronę trybun Villi mnie rozsierdził. Dopiero zauważyłem że siedzi tam Vann. Nabuzowany i wciekły biegałem po murawie. David ten symulant ostawiał niezły teatrzyk na boisku za co powinien dostać oscara. Jego postawa nie tylko wyprowadzała mnie z równowagi ale także pozostałych. Przy kolejnym niby faulu moim na nim Ramosowi i Arbeloi puściły nerwy. Dosłownie podnieśli go do góry gdy ten udawał wielce poszkodowanego.

Nie trzeba było długo czekać na reakcje jego kolegów z drużny którzy momentalnie znaleźli się blisko nas.
Puściły mi nerwy. To co trzymałem dosłownie od początku przelało się i wpłynęło na światło dzienne.
- Ty piepszony symulancie uważaj do kogo zarywasz bo cię zmiotę jak ostatnio w Joy Eslavia! - groziłem hiszpanowi. Miedzy nami wleciał Dani Alves próbując załagodzić sytuację i obronić swojego kumpla.
- Ale się przestraszyłem żelindo! - zakpił El Guaje wskazując na mnie palcem a ja odepchnąłem jego rękę z całej siły. Jakaś marna piłkarzyna z Barcelony nie będzie mi tu podskakiwać.  Mało nie brakowało a była  by tam niezła sieczka na szczęście w porę zjawił się sędzia i ukarał nas żółtą kartką.


Vannesa:

Przyszłam na mecz chyba tylko by się zdenerwować. Co Ronaldo odpierdziela do jasnej cholery? Czy on już nie potrafi przegrywać z honorem? Czemu atakuje Villę? Z przerażeniem przyglądam się tej sytuacji. Na szczęście do akcji wkracza Pan sędzia i karze ich żółtym kartonikiem za niesportowe zachowanie. Gra jednak się nie uspakaja. Crack z madrytu dosłownie prosi się o pokazanie czerwieni. Mourinho po kolejnym incydencie Ronaldo nie ryzykuje więcej i przed prawie końcem meczu zdejmuje go z boiska zastępując go Kaką. Zdesperowany portugalczyk z ławki obserwuje poczynania swoich kolegów. Macha rękoma,zaciska zęby i wskazuje na kogo mają grać niczym trener.


Miałam wrażenie że zaraz wleci na boisko i zacznie grać. Gwożbiem do trumny królewskich była piękna bramka Villi w 90 minucie meczu. Kolejny gol przeciwnika wprawił w frustrację Ronaldo który z bezradności aż cisnął kurtką.


Mecz zakończył się wynikiem 3:0 dla Barcelony. Żal mi było ogromnie chłopaków. Po meczu rozpętała się jedna wielka burda. Nie wiem jak się wszczęła ale zauważyłam że rozwścieczonego Ozila ciągną do szatni. Musiał wdać się w konflikt z jakimś przeciwnikiem. Sędzia nie miał litości i wyciągnął dla niego czerwony kartonik.


Biedny Marcelo z przerażeniem patrzy na co co się tam wyprawia tak samo chyba jak my. Jak zauważyła Jenn podobno Mou wdał się w ta szarpaninie i pociągnał kogoś za ucho.


Kibice wrzą na trybunach. Słychać coraz głośniejsze  obelgi w stronę Madryckich gości. Ronaldo też daje pokaz. Przed wejściem do szatni pokazuje bardzo miły gest w stronę gospodarzy.



Sędzia w tym haosie jednak tego nie zauważa. Byłam ogromnie na niego wkurzona. Wielka gwiazda a nie może przyjąć normalnie porażki. Miałam chęć mu to wygarnąć więc jak udało nam się jakoś opuścić trybuny skierowałyśmy się do szatni piłkarzy. Nie było łatwo się tam przedostać ale błyskotliwa Jenn przekonała tamtejszą stadionową ochronę. W oddali zauważyliśmy poirytowanego Mourinho wychodzącego z szatni. Był tak zdenerwowany że nawet nie zauważył naszej obecności. Żadna z nas nie miała odwagi go zaczepić.
Im bliżej znajdowałyśmy się wejścia do środowiska piłkarskiego tym głośniej było słychać podenerwowane  ich głosy. Prowadzili bardzo żywą dyskusję przepełnioną ostrymi słowami a czasem nawet ich konwersacja przerodziła się w krzyki. Spojrzałam na moją towarzyszkę a ona przytaknęła głową. Dobrze wiedziała co mam na myśli. Przyłożyła palec do ust na znak że mam być cicho i oparła głowę do drzwi nastawiając ucha.  Bez namysłu podążyłam jej śladami i zrobiłam to samo.
- Cris co ci odbiło że przysapałeś do Villi?! - spytał prawie że krzycząc Morata.
- Nie widziałeś jak symulował? Zresztą co ty możesz wiedzieć skoro wiecznie ławę grzejesz! - zagrzmiał Ronaldo.  Jak on mógł tak powiedzieć? Co za szczyt.
- Uuu To nie było miłe - skomentował dobitnie bodajże Fabio
- Słyszałem wszystko co Aveiro powiedział do Davida! Widać podoba im się ta sama laska! - zakomunikował wszystkim Sergio. Czemu mnie to nawet nie dziwi że on wie wszystko? Jego zawód to chyba szpieg. Jednak w lekkiej zadumie wsłuchiwałam się dalszy przebieg tej rozmowy.
- No nie gadaj to ten fircyk z Barcelony nie odpuścił sobie Vann od ostatniego razu w Joy Eslavia? - zakpił Karim.
- Jak widać nie! Widziałem ich razem kiedy czekała za Alvaro a raczej za mną nie wiedząc o tym. Z resztą nie ważne! Teraz już wiem kto w Hallowen napisał jej romantycznego smsa! - wypalił portugalczyk. Że co? Jaki sms? O czym on mówi? Kiedy jak? Byłam zdezorientowana jego słowami tak samo jak moja koleżanka.
- Skąd ty wiesz co za smsy Vannesa dostaje? Grzebałeś jej w tel? Na pewno nie uwierzę że sama ci go pokazała! - udzielił się poirytowany Marcelo.
- Dałem mu jej komórkę tamtej nocy dosłownie na chwile bo poszedłem się odlać w krzaki. Miał obejrzeć do końca filmik który mu pokazywałem na iPhonie. Na pewno rączkami zawędrował do jej skrzynki i stąd taki wielce poinformowany! - potwierdził przypuszczenia brazylijczyka francuz.
- Ronaldo jak mogłeś! Tak nie wolno! - krzyczał rozgoryczony Kaka
- Trzymałem ten telefon w ręce i nie miałem zamiaru nic jej grzebać naprawdę. Gdy przyszła ta wiadomość od tajemniczego numeru ciekawość nade mną wygrała. Wiem że nie pownienem ale szlak mnie trafił jak przeczytałem te tanie bajery od tego casanovy i ze złości skasowałem tego smsa!-  tłumaczył wrzeszcząc. Dosłownie jego każde słowo odbijało mi się w uszach. Jak on mógł?! Nie mogłam w to uwierzyć! Po chwili zorientowałam się że niechcący nacisnęłam klamkę od drzwi. Musiałam to zrobić nieświadomie zasłuchana w słowa portugalczyka. Wrota zdążyły otworzyć się na oścież i po ich drugiej stronie zobaczyłam zdezorientowane miny piłkarzy. Cr7 zbladł jakby zobaczył ducha. Spojrzałam w jego stronę z pogardą
- Jesteś totalnym dupkiem!  - wydarłam się po czym pobiegłam w stronę wyjścia ze stadionu zostawiając wszystkich w osłupieniu..........


Hey dziewczyny. Przepraszam że tak długo mi zeszło pisanie tego odcinka ale naprawdę nie miałam czasu na blogowanie. W dodatku nawet ostatnio nie mogę dobrać odpowiednich słów by przelać moje pomysły na te opowiadanie. Jakieś roztargnienie mam chyba przez tą zmienną pogodę  xD Początek notki totalnie mi się nie podoba więc możecie go ominąć jak kto woli. Być może bym udoskonaliła go na lepszy ale stwierdziłam  po ostatnich komentarzach że nie będę się nad wami dłużej znęcać. Wiec taką późną porą dodaje moje wypociny nasycone gifami kochanego Criska bo jutro będę nie dostępna. Niestety pracuję w weekend i w dodatku przyjeżdża mój facet. Nie wiem czy zdarzę was wszystkie poinformować o nowym odcinku. Z góry przepraszam. Kolejny odcinek nie wiem kiedy będzie. Wszystko zależy od mojego grafiku pracy. Wiem że to przykra wiadomość dla was ale postaram się następny napisać jak najszybciej. Proszę Was o wyrozumiałość. W sobotę koniecznie oglądajcie kolejne starcie z Barceloną. Na pewno nie będzie takie jak w moim odcinku więc możecie spać spokojnie :P Trzymajcie się cieplutko życzę wam miłego weekendu :) Bużka ;*

wtorek, 19 lutego 2013

17. Niespodziewane spotkanie


Vannesa:

Leżałam bezradnie przygnieciona ciężarem ciała największego bożyszcza w Madrycie. Tors  napastnika dosłownie stykał się z moimi piersiami co stawało się na mnie bardzo krepujące. Figlarny uśmieszek i dogłębnie przeszywający wzrok blokował mnie zewnętrznie i doprowadzał do przybierania na twarzy różnych barw. Jego bliskość paraliżowała mnie coraz bardziej jak nigdy dotąd. .
- Lecisz na mnie - wyszczerzył się portugalczyk przerywając moment ciszy. 
- Jak widać ty leżysz na mnie więc ty masz jakieś zaciągi do mnie - odgryzłam się po czym zepchnęłam go z siebie reszkami sił. 
- To ty mnie pociągnęłaś za koszulkę. Jak chciałaś mnie na wyłączność to trzeba było zapytać po meczu - stwierdził oburzony poprawiając sobie t-shirt. Chyba wjechałam mu na ambicję. No tak wielki Pan Aveiro nie leci na laski tylko one lgną do jego stóp. Ehh 
- Wierz mi ale nie bawię się w takie podchody. Jakbym coś od ciebie chciała już bym to miała. - rzekłam z zażenowaniem. Za plecami usłyszałam głośne pomruki uuuuuuu. Widocznie w nasz dialog bacznie wsłuchiwali się pozostali. Jedni z bardzo daleka inni to dosłownie zasłaniali mój cień. 
- Święta racja - przyznał mi rację Kaka który po chwili został uraczony piorunującym spojrzeniem Cr7. Momentalnie uśmiech mu znikł z twarzy ale tylko na dziesięć sekund gdyż potem wybuchł niepohamowanym śmiechem ze swoim małym kolegą z reprezentacji. Po napadzie głupawki Iker przywołał wszystkich do porządku i wznowiliśmy grę. Ta sytuacja tylko podsyciła craka Realu Madryt do strzelania goli mojej drużynie. Normalnie bombardował naszą bramkę. Nie wiem czy po złości czy  z prawdziwej chęci zobaczenia mnie na meczu.  Biedny Casillas bronił swojej bramki a ona drżała od kopnięć wściekłego portugalczyka. Niestety przegraliśmy mecz bo jak Cris się rozsierdził to władował nam chyba z pięć bramek gdzie my z naszą jedną Karima moglibyśmy się schować. Chłopacy zbytnio nie przejęli się przegraną. Wręcz przeciwnie byli w wybornych humorach a ja byłam dobita faktem że nie utarłam nosa wielkiemu gwiazdorowi. Bezradnie, zła sama na siebie schodziłam z płyty boiska. 
- Jutro ubierz koszulkę z moim numerem - usłyszałam znajomy głos za moimi plecami wyrywający mnie z zadumania. Dobrze wiedziałam kto to jednak nie odwróciłam się. Nie chciałam by zobaczył mojej zawiedzionej miny by kolejny raz dać mu powód do triumfu. Jednak on nie dawał za wygraną. Podbiegł zagradzając mi drogę zmuszając mnie tym do podniesienia wzroku ku sobie. Wbijałam spojrzenie w różne przedmioty w otaczającym mnie otoczeniu byle nie spoglądać mu prosto w oczy. Ewidentnie chowałam głowę w piasek. Nie lubiłam przegrywać on chyba też. Łączyła nas jednak jedna wspólna cecha.
- Dobry pomysł ubiorę koszulkę z numerem mojego idola. Niestety ty już nim już nie jesteś. - skłamałam na odczepnego spoglądając mu ze złością w oczy. Chyba uwierzył w moje deklaracje bo momentalnie posmutniała mu twarz.
- A niby kto? - spytał zmieszany podnosząc lekko prawą brew do góry.
- Dowiesz się wszystkiego jutro. Pa - rzuciłam wymigując się od odpowiedzi zostawiając go samego w osłupieniu. Boże ale ja się wpakowałam z tym kłamstwem teraz będę musiała ubrać t-shirt z numeracją jakiejś gwiazdy madrytu. Wykluczając numer siedem pozostaje jeszcze wiele kombinacji. Teraz który wybrać? Hmm chyba ten wybór zostawię sobie na jutrzejszy dzień....

Następnego dnia Santiago Bernabeu :

Ronaldo:

Mou tłumaczy wszystkim ostanie wskazówki przed spotkaniem z Malagą a ja nie mogę się skupić.  Błądzę myślami gdzieś daleko gdzie inni nerwowo wsłuchują się w każde słowo trenera. Chce już znać odpowiedz na dręczące mnie od wczoraj pytanie. Z jakim numerem ubierze Vann koszulkę? Najlepiej bym już teraz wybiegł na płytę boiska i to sprawdził. Zżera mnie ciekawość. Mam nadzieje że mnie oszukała i jednak będzie z tą siódemką bo kto by miał być lepszy ode mnie? Z zadręczających myśli wyrwał mnie głos Casillasa ponaglającego mnie do wyjścia z szatni. Już za chwile mecz a ja mam zero skupienia. Musze się otrząsnąć. Wstałem i popędziłem za kapitanem drużyny do tunelu. Wszyscy piłkarze skoncentrowani rozciągają się przed wejściem na murawę tylko nie Fabio który jarzy michę do kratek. W pewnym momencie aż się do niej przykleił. Ciekawe jaki jest jego powód radości? Postanowiłem to sprawdzić.


- Co masz takiego banana na mordzie? - spytałem ze śmiechem
- Patrz jakie tam siedzą towarki - zachwycał się teatralnie.
- Etam  pewnie jakieś pasztety - rzekłem ze stoickim spokojem
- Coś ty. Jedna na pewno  przykuje twoją uwagę - puścił mi oczko po czym udał się w kierunku Arbeloi. Ciekawość wygrała i zerknąłem przez stalowe kratki. Na trybunach zauważyłem Vannesę i Jennifer. Były poubierane w białe madryckie koszulki jednak nie mogłem dostrzec tej przeklętej liczby mimo że wklepiłem przez te stalowce cały swój nos.


Niech to szlag. Proszę wykręć się plecami - krzyczałem beznadziejnie w myślach. Jednak ona nie drgnęła. Sędzia informuje że zaraz wychodzimy a ja dalej bujam w obłokach. Trener mnie zamorduje jak nie strzelę dziś gola w końcu to puchar króla musimy awansować dalej....


Vannesa:

Tyle już mieszkam w Madrycie a ani razu nie byłam na meczu Królewskich. Gdyby nie zakład który przegrałam pewnie by mnie tu dziś nie było. Moją towarzyszką wieczoru jest Jennifer  która niecierpliwie wypatruje pojawienia się swojego turka na boisku. Ja poprawiam nerwowo madrycką koszulkę. O święty Józefie ile ja miałam dziś gdybania z jakim numerem mam się dziś pokazać. Analizując wszystkie za i przeciw wybrałam najmniejsze zło.
- Vann wychodzą! - zapiszczała poruszona Jenn. Rzeczywiście zauważyłam czarne punkty na murawie. Trybuny kibiców zawrzały gdy na boisko wbiegła ich największa gwiazda. Sam Ronaldo we własnej osobie.  Biegł tyłem ku kolegom spoglądając w stronę loży vipowskiej gdzie siedziałam ja z moją przyjaciółką. W dodatku suszył  bezczelnie zęby. Ja już dobrze wiem o co mu chodziło. Postanowiłam ujawnić mu tajemniczą cyfrę na plecach odwracając się tyłem. Niech ma chłopak trochę radości. Widok jego miny gdy ujrzał liczbę dwadzieścia dziewięć z wy tuszowanym nazwiskiem Morata był bezcenny. Zamurowanego biedaka musiał przywołać do porządku Sergio odciągając go w stronę środkowej części murawy. Po chwili zaczął się mecz. Z minuty na minutę coraz bardziej moje emocje ożywały. Krzyczałam głośno dopingując chłopaków. W 19 minucie Ronaldo strzelił przeciwnikowi gola a za 5 minut kolejnego. Radośnie z Marcelo celebrował strzeloną bramkę tańcząc jak w teledysku piosenki As Se Te Pego największego hicioru ostatniego miesiąca na całym globie.



Chyba ćwiczyli to w szatni bo naprawdę nieźle im to wyszło. Muszę przyznać że miło popatrzeć jak dwójka madryciaków kręciła tyłkiem prze milionami widzów. Nawet nie wiedziałam że Cristiano tak dobrze kręci bioderkami. W dodatku ten zgrabny zadek ehhh - westchnęłam z podziwu.  Malaga to bardzo dobry zespół ale nie dawał rady ze snajperem Madrytu. W 48 minucie strzelił kolejnego gola zaliczając tzw. hat-tricka. Jego szczęście znowu  było odprawiane tańcem połamańcem z małym brazylijczykiem. Mogę się założyć że ich wygłupy jutro będą tematem numer jeden  na pierwszych stronach gazet.



Po 20 minutach Higuain strzelił gola pogrążając gości i podwyższył prowadzenie na 4:0. Przeciwnicy do końca meczu  nie zdołali oddać ani jednego celnego strzału i wynik ostatecznie zakończył się wysokim zwycięstwem Los Blancos.  Po gwizdku sędziego udałam się z Jenn do wyjścia by nie paść ofiarą głupich dziennikarzy którzy i tak robili nam zdjęcia tego wieczoru. Zmęczona i pełna szczęścia wróciłam do domu. Emocje pomału opadały z mojego ciała. Wzięłam prysznic i położyłam się spać. Nazajutrz czekał mnie ciężki dzień. Od rana same niespodzianki. W pracy nękana byłam propozycjami do tanich gazetek dla panów co wprawiało mnie o lekki zawrót głowy a po pracy postanowiłam podjąć ciężki temat wyboru auta. Nie za bardzo wiedziałam jak się za to mam zabrać więc zadzwoniłam o pomoc do kuzyna mojej współlokatorki. Zgodził się bez żadnego ale. Alvaro był bardzo pomocny i zawsze mogłam na niego liczyć. Umówiliśmy się na  15  koło hotelu Atlantico na słynnej ulicy Grand Via. Zostało mi troszkę czasu więc skorzystałam z okazji i odwiedziłam pobliskie sklepy. Po wyjściu z jednego z nich natknęłam się na osobę która najmniej się tu spodziewałam. Miał zadzwonić,napisać cokolwiek lecz on na wyraźniej w świecie mnie olał. Chyba mnie nie zauważył więc ja postanowiłam się z nim przywitać.
- Hey - rzuciłam uśmiechając się szeroko na jego widok.
- O Hey - opowiedział zaskoczony moim widokiem Villa. Zachowywał się wręcz dziwnie co bardzo mnie zastanowiło.
- Widzę bardzo jesteś zajęty aż do dziś nie znalazłeś czasu by się spotkać - rzekłam z lekkim żalem w głosie. David był zaskoczony tym co mówię.
- Pisałem do Ciebie wiadomość ale.... - nie zdążył mi wytłumaczyć do przerwałam mój w pół słowa.
- Nic nie dostałam. Na pewno pomyliłeś numery - odrzekłam z ulgą w głosie.
- Bardzo możliwe - stwierdził zamyślony. Po chwili uśmiechnął się szeroko aż zrobiło mi się gorąco.

Ronaldo:

Stałem w korku trąbiąc na jakich niemrawych kierowców. Spieszyłem się na spotkanie i to nie byle z kim. Nie chciałem by długo czekała. W końcu udało mi się dobrnąć na wskazaną ulicę. Parkując zauważyłem ją z jakimś typem. Ciśnienie podniosło się momentalnie. Poznałem go był to David Villa. To ona z nim się dalej zadaje? Wyskoczyłem jak oparzony ze samochodu. Byli zafascynowani rozmową że nie zwracali uwagi na otaczających ich ludzi. Zachowałem zimną krew chociaż miałem ochotę iść i rozkwasić mu twarz. Niezauważony podszedłem bliżej i schowałem się za kolumną znajdującą się blisko nich. Nadstawiłem ucho i wsłuchiwałem się w ich rozmowę. To  co usłyszałem rozsierdziło mnie jeszcze bardziej. Jak ona mogła dać numer temu frajerowi z Barcelony. Popamięta mnie ale nie dziś! Dorwę go w swoim czasie i nie będę miał litości. Mam nadzieje że to się nie wyda co mu odpisałem. Niech myśli że pomylił numery tak jak Vann. Nie ciesz się do niej tak bo naprawdę zaraz będziesz zbierał zęby z chodnika - mówiłem ze złością pod nosem. Hiszpan oddalił się w stronę auta co znaczyło że zakończył z nią rozmowę. W końcu niech spierdala do swojej lamusowatej Barcelony. Poczekałam aż odjedzie po czym uchwyciłem moment nieuwagi dziewczyny  i zaszedłem ją od tyłu.
- Przepraszam za spóźnienie - szepnąłem jej do ucha co bardzo ją przestraszyło bo podskoczyła lekko do góry.
- Ronaldo? Co ty tu robisz? - wydukała oszołomiona moim widokiem.
- Potrzebowałaś pomocy więc jestem - podsumowałem uśmiechając się szeroko.
- Ale ja prosiłam Alvaro o pomoc nie ciebie  - powiedziała poirytowana
- Spokojnie. Mortowi popsuło się auto. Nie chciał cię wystawić do wiatru więc załatwił zastępstwo. Mam nadzieję że ci to nie przeszkadza. Naprawdę chcę pomóc znam się na samochodach - tłumaczyłem ze spokojem. Ona spoglądała na mnie badawczo. Sprawiała wrażenie niepocieszonej. Miałem nadzieje że nie odrzuci mojej propozycji.
- Chyba nie mam innego wyjścia - rzekła z rezygnacją. Zabrałem ją do najlepszego salonu samochodowego w Madrycie. Zaproponowałem jej sportowe auto Audi R8 była zachwycona i kupiła je odrazu. Trafiłem bezpośrednio w jej gusta co bardzo mnie ucieszyło. Cieszyła się jak dziecko siedząc za kółkiem nowego nabytku.
- Jeju jakie one fajne! Nawet ma podgrzewane fotele - piszczała zachwycona przyciskając wszystkie dostępne guziki na pulpicie.
- Teraz jest twoja. Przygotuj się do swojej pierwszej jazdy - odrzekłem radośnie zapinając pas.
- Ej no teraz zaraz? - jąkała się
- No tak - naśmiewałem się z niej widząc jej zakłopotaną minę.
- Ale ja nie wiem jak ją prowadzić - rzekła bezradnie
- Dobra przesiadaj się  pokaże Ci wszystko. - zapewniałem. Zrobiła tak jak powiedziałem bez żadnego ale. Uczyłem ją krok po kroku i pokazywałem funkcje samochodu w czasie jazdy.

Vannesa:

Ronaldo był strasznie opanowany tłumacząc mi wszystkie bzdety i bajery jakie posiada mój nowy nabytek.  Bardziej wpatrywałam się w niego zamiast w to co mi pokazuję co nie ukryło się przed jego bystrym okiem.


- Wszystko widzę - wybuchł śmiechem portugalczyk pokazując na swoje spostrzegawcze patrzałki. Zostałam przyłapana na gorącym uczynku. Nieśmiało uśmiechnęłam się w jego stronę. 
- Już chyba wszystko pojęłam. Teraz ja Cię przewiozę - rzuciłam wesoło gdy zauważyłam że znajdujemy się w miejscu naszego startu. Cris zjechał na pobocze a ja z lenistwa nie chcąc obchodzić całego samochodu podjęłam próbę wpakowania się na jego miejsce z fotela pasażera. Lecz on nie za bardzo chciał z niego ustąpić. Szczerzył się jak głupi mierząc mnie przy tym. Wyprowadzał mnie tym z równowagi.
- Usiądź mi na kolanach nie wstydź się - prychnął śmiechem.
- Wyjdź po dobroci - rozkazałam groźnie ledwo co stojąc gdyż ta pozycja była bardzo nie wygodna. On się tym nie przejął bo dalej spoglądał na mnie z rozbawieniem. Nagle pociągnął mnie za drżącą nogę aż znalazłam się na jego kolanach. Wpatrywałam się w jego czekoladowe tęczówki a on w moje. Z jego twarzy znikł bezczelny banan. Przychylił swoje usta do moich warg aż zadrżałam. Dosłownie milimetry dzieliły nas od pocałunku. Nie wytrzymałam tej gry emocji i pocałowałam go delikatnie. Nasz pocałunek przerodził się w coraz bardziej namiętny. Po chwili zorientowałam się co robię i odskoczyłam od niego jak oparzona. 
- Przepraszam. Nie powinnam - wydukałam zdenerwowana. 
- Nic się nie stało - zapewniał gładząc mnie po policzku. Dotyk jego palców na mojej twarzy wywołał lekki dreszcz. Otworzyłam drzwi i stanęłam na ulicy spoglądając na niego wyczekująco dając do zrozumienia że ma wyjść. 
- Zapomnij o tym - poprosiłam słabo. On ze smutkiem spojrzał na mnie i wyszedł z auta bez słowa. Zrobiło mi się strasznie przykro. Miał takie smutne błyszczące oczy. Wsiadł do swojego czarnego lamborghini trzaskając drzwiami i odjechał z piskiem opon. Może pomyślał że traktuje go jak zabawkę? To nie tak miało wyglądać ....



Hey dziewczyny. Przepraszam że tak długo ale naprawdę nie miałam czasu. Teraz odcinki będą się pojawiały rzadziej niż dotychczas z powodu większych obowiązków. Pomysłów jest sporo ale nie ma czasu by je przelać na laptop. Mam nadzieje że mi wybaczycie :D Także nie pytajcie kiedy następny odcinek bo naprawdę tego nie wiem. Statystyka osiągnęła właśnie ponad 10000 wejść. Chciała bym wam za to bardzo ale bardzo podziękować bo jest to dla mnie bardzo motywujące. Jesteście kochane :* buziaki :* Do następnego :D












poniedziałek, 11 lutego 2013

16. Wyzwanie

Vannesa:

Stałam wryta z biała kartką papieru w dłoni. Nie do końca uwierzyłam w swoje możliwości że taka szara myszka ja może dostać propozycję sesji do Playboya. W końcu pozują tam same sex bomby jak to ujął Benzema lecz ja się do nich nie klasyfikuję. Czytając dalej wychwyciłam słowa "na prośbę czytelników". Że niby kto by mnie chciał oglądać? Analizuję dalszy tekst listu gdzie widnieje     prośba o spotkanie z numerem telefonu. Jak na dziś to trochę za dużo informacji. Moja głowa nie może tego objąć i stoję jak kołek w lekkiej zadumie.
- Dostałaś list miłosny od fana że złapałaś zawiechę? Konfiskuje to! - wyrwała mi kartkę Jennifer. Nawet nie protestowałam. Badała wzrokiem tekst od deski do deski a na jej twarzy malował się uśmiech zachwytu. 
- Boże Vann zazdroszczę Ci! - zapiszczała z radości.
- Ale to jest rozbierana sesja. Nigdy w takiej nie wystąpię! To nie w moim stylu. Jutro zadzwonię do nich z rezygnacją. - zarzekałam się. 
- Fakt ale to wielka szansa wybicia dla każdej modelki. Zawsze możesz sobie zastrzec że wystąpisz tylko w stroju kąpielowym ewentualnie w bieliźnie. Jeżeli się zgodzą to podejmiesz współpracę a jeżeli nie to odprawisz ich z kwitkiem. - namawiała.
- Sama nie wiem. To takie wulgarny pismak. Jak wujek Stefan mnie w nim zobaczy to padnie na zawał. - skomentowałam.
- Jak chcesz żebyś potem nie żałowała. - ostrzegała.
- Zadzwonię do nich zaraz i jednak odrzucę tą propozycję - stwierdziłam nawet nie przemyślając  dogłębnie swojej decyzji. Współlokatorka pokręciła tylko znacząco głowo a ja udałam się do swojego pokoju gdzie wybrałam numer redakcji czasopisma. Grzecznie odmówiłam współpracę jednak osoba którą upoważnili do rozmowy ze mną nie dawała za wygraną. Namawiała mnie bym jeszcze to przemyślała i kusiła niezłymi kwotami. Nie ma to jak niezły negocjator. Dla świętego spokoju powiedziałam że przemyślę to z moją agencja i rozłączyłam się. Długo siedziałam z telefonem w ręku dumając nad tą sesją. Ten Pan proponował mi niebywale dużą sumkę za którą mogła bym kupić sobie mega drogie auto. Lecz zgoda na te zdjęcia to jak zaprzedanie własnej osoby. Postanowiłam porzucić dręczące mnie myśli i zajrzałam co słychać na moich kontach społecznościowych. O mało nie padłam na zawał co pod moją nieobecność Fabian z Matim wkleili na mojego facebooka. Kompromitacja to mało powiedziane.




Bosh co ci ludzie sobie pomyślą że jakaś nienormalna. Te zdjęcie z Mateuszem i ten dmuchany osioł. Normalnie zaczęłam się śmiać do ekranu laptopa. Co my wtedy mieliśmy za pomysły. Spoglądam na datę dodania. Uff raptem niecały dzień. Skasowałam je bez namysłu nawet nie patrząc na komentarze. Mój komunikator na skaype zamrugał co znaczy że dostałam przed chwilką wiadomość. To od Fabiana. " Mam nadzieje że Ci się spodobały zdjęcia na fcb. Nie próbuj więcej tak długo się no nas nie odzywać bo mamy pokaźny album z fotkami tego typu i możemy go użyć. Twój kochany Fabio i Mati." Faktycznie musiałam ich nieźle wkurzyć. Sporo czasu nie dawałam im znaku życia. Było mi strasznie głupio że tak ich zaniedbałam. Bez namysłu włączyłam kamerkę internetową i rozpoczęłam z nimi wideo rozmowę. Wygłupialiśmy się do wieczora opowiadając swoje historie z życia wzięte. Nawet nie zauważyłam jak zrobiło się strasznie późno. Rozmawiałam z tymi wariatami prawie wbite cztery godziny. Mogła bym z nimi gadać jak najęta aż padnę przed lapkiem ale stwierdziłam że muszę wypocząć. Pożegnałam się z nimi czule i zakończyłam połączenie. Pierwszy raz od momentu wyjazdu poczułam dogłębną pustkę. Niby otaczała mnie nowa paczka znajomych i to nie byle jakich jednak nikt mi nie potrafił zastąpić  przyjaciół z dzieciństwa i wujka który był dla mnie niczym ojciec. Odwiedzę ich na pewno w święta. Zrobię im niespodziankę ale do tego jeszcze sporo czasu.....

Następnego dnia:

Ronaldo:

Kłótnia z Marcelo i Moratą chyba nie była najlepszym wyjściem z z sytuacji. Czuję się nieswojo każdy rzuca mi dwuznaczne spojrzenia. Dziś nawet piłka jest przeciwko mnie. Wkurzają mnie nawet wygłupy chłopaków. Wcale mnie nie śmieszą. Callejon naśladuje jakiegoś pijaka z koncertu na którym był ze swoją dziewczyną. Odtwarza jego każde jego loty i upadki głupio je komentując. Wywołując rozbawienie Viery i Higuana. Widać świetnie się bawią nie to co ja.


Na szczęście w porę zjawia się Mourinho i zarządza krótki mecz. Bynajmniej czas szybko minie. Marcelo ociąga się i siedzi dupskiem na murawie co przyprawia mnie o lekką frustrację. Jednym szybkim ruchem ręki podnoszę go do góry co nie za bardzo mu się podoba. Mam wrażenie że robi to celowo aby mnie zdenerwować. Po chwili podbiega do Alvaro i urządza z nim kolejne wygłupy.


Postanowiłem nie zwracać na niego uwagi. Chociaż boli mnie fakt że nie odezwał się do mnie  dziś ani słowem. Dopiero gdy się uspokoili zaczęliśmy grę. Niektórzy podeszli do sprawy profesjonalnie a inni nadzwyczajnie w świecie to olali. Nie skupiali się na grze a jutro przed nami czeka kolejny mecz w lidze. Niby słaba drużyna ale przeciwnika nie należy nigdy lekceważyć bo może nas zaskoczyć. Mou po skończonym meczu zarządził koniec treningu. Wykorzystałem fakt że mój kumpel z brazyli znajduje się w bliskiej odległości ode mnie i podbiegłem do niego. Nie wytrzymałem musiałem z nim pogadać.
- Ej Marcelo poczekaj - chwyciłem go za ramię. Piłkarz odwrócił się w moją stronę i spoglądał na mnie wyczekująco.
- Chciałem Cię przeprosić za wczoraj. Zachowałem się głupio nie wiem co mi odbiło - głosiłem posępnym głosem.
- Nie ma sprawy każdy ma jakieś trudniejsze dni. Co prawda zachowałeś się nieodpowiednio ale nie mogę już znieść tego twojego utęsknionego spojrzenia w moją stronę - zaśmiał się a ja razem z nim.
- To jak braterska miłość ? - rzekłem z nadzieją pokazując mu symbol serca ułożony palcami. On zrobił to samo na znak że się zgadza. Po chwili wybuchnęliśmy śmiechem.


Od razu wrócił mi dobry humor. W szatni przeprosiłem także Alvaro, który w ramach przeprosin nakazał mi wpaść o 16 na mały meczyk u niego w ogródku. Zaprosił też innych kolegów z drużyny. Oczywiście spotkanie odbędzie się bez alkoholu bo jutro na meczu musimy jakoś wyglądać. Zgodziłem się na jego propozycję bo i tak nie miałem innych planów. Musiałem także dbać o dobre kontakty z nim gdyż można tak ująć był moją przepustką do spotykań z Vannesą.....

Vannesa:

Po tych nocnych rozmowach skypowych z chłopakami o mało spóźniłam się do pracy. Na miejscu spotkałam jakaś wścibską reporterkę z jakiegoś madryckiego pismaka która nalegała na krótki wywiad ze mną. Zgodziłam się na na kilka pytań i to był mój błąd. Zadawała mi pytania jak nakręcona: Czy podoba mi się się w Madrycie? Jaka była moja ulubiona sesja? Jak moje życie zmieniło się od czasu wyjazdu z Polski? Odpowiadałam na wszystkie pytania zgodnie z prawdą. Jednak gdy spytała czemu odrzuciłam sesję w Playboy nie wiedziałam co mam powiedzieć. Byłam zmieszana.  W ogóle skąd ona to wie? Po dziennikarzach wszystkiego się można spodziewać. Wyciągną każde brudy na wierzch nawet jakby mieli spędzić przed twoim domem cała noc siedząc w koszu na śmieci. Po postu żywią się sensacjami. Powiedziałam szczerze co o tym myślę. Być może troszkę się zapędziłam bo napomniałam jej fakt że jeżeli w grę by wchodziły zdjęcia w bieliźnie bez żadnej nagości to może bym przystała na propozycję magazynu. Reporterka z zaciekawieniem słuchała moich wypowiedzi. Na szczęście na ratunek mi przyszedł szef agencji który wyprosił ja z pomieszczenia. Będę musiała popracować nad udzielaniem wywiadów bo te kreatury pismakowe mnie pożrą. W pośpiechu załatwiłam kilka spraw w agencji i ruszyłam do domu. Widok bałaganu jaki zostałam w domu mnie nie zachwycił. Normalnie jakby tornado przeszło. W korytarzu przewalały się szpilki a w salonie sterta ciuchów. W dodatku waliło samym lakierem do paznokci co zmusiło mnie do otwarcia okna. Winowajczyni tego haosu siedziała na kanapie susząc sobie paznokietki.
- Hey Vannuś - rzuciła gdy zorientowała się że stoję tuż za jej plecami. Dosłownie chciałam ja zaraz udusić za ten burdel.
- Hey. Jenn co ty zrobiłaś z naszym salonem? - zapytałam srogo.
- Nie przesadzaj jest czysto - wyszczerzyła się.
- Tak jest czysto ze niemal wywaliłam się o twoje szpile na wejściu. - stwierdziłam kiwając znacząco głowo zebrałam kilka ciuchów z podłogi i rzuciłam w jej stronę.
- Ej uważaj. Moje paznokcie - zapiszczała.
- Zabierz się za sprzątanie bo zaraz polecą w twoją stronę twoje buciki - zaśmiałam się.
- Jutro to ogarnę pod jednym warunkiem że pojedziesz że mną do Alvaro. Muszę wpaść po moją zgubę. - oznajmiła z tajemniczym uśmiechem
- Dobra niech będzie ale obiecaj że jutro będzie tu lśnić czystością.
- Obiecuję. Zbieraj się ja jestem już gotowa. - ponaglała mnie. W pośpiechu przebrałam się na coś wygodniejszego. Krótkie materiałowe szorty i top idealnie pasował na takie wypady. W końcu to zwykłe odwiedziny a nie impreza. Przeczesałam tylko włosy i już byłam gotowa. Jennifer to prawdziwy pirat drogowy. Jakoś udało mi się przeżyć drogę i wyszłam z tego bez szwanku. Na miejscu zastaliśmy nie tylko gospodarza domu ale też bandę jego cudownych kolegów z drużyny.
- Dzięki. Ładnie to zaplanowałaś - szepnęłam ustając jej trampkiem na nogę.
- Aaaauuu! Ja nic nie wiedziałam przyrzekam - tłumaczyła się z zdziwioną miną. Chyba faktycznie mówiła prawdę bo kłamanie w obliczu prawdy nie za bardzo jej wychodziło. Ozil na widok swojej ukochanej rzucił się w jej objęcia. Chyba pierwszy skapował się że nie są sami. Zawsze powtarzam Pannie Avengers że jak gdzieś wchodzi to by chociaż zapukała a ona sobie wlazła jak do siebie.
- Hey dziewczyny - zerwali się na równe nogi pozostali gdy zauważyli naszą obecność.
- My tylko na chwilę. Nie przeszkadzajcie sobie - tłumaczyłam lekko poddenerwowana spojrzeniem Ronaldo. Wpatrywał się na mnie jak wół w malowane wrota. Chyba był również zaskoczony moim widokiem jak ja jego. 
- Wejdźcie dziewczyny - zapraszał nas do salonu Alvaro jak na gospodarza przystało. Nie pozostało mi nic innego jak się zgodzić bo moja współlokatorka już skierowała się w stronę wielkiej kanapy gdzie siedział Kaka, Benzema, Ramos i Marcelo. Wybrałam mniejsze zło i podarzyłam za nią.  Zauważyłam też pośród nas są nowe twarze których wcześniej na takich domowych imprezkach nie widziałam. Znałam ich z telewizji i z widzenia ale jakoś nie było okazji zamienić z nimi kilka słów. Był to Callejon, Pepe, Adan i Casillas. Siedzieli oni na drugiej kanapie obok obżerającego się paluszkami Fabio. Ronaldo natomiast siedział na fotelu zajmując się wyciąganiem z pudełka swoich nowych korków. Zerkał co chwile w naszą stronę co oznaczało że jest w gotowości i wcale się nie wyłączył.
- Napijecie się czegoś? - spytał się Mort gdy tylko posadziłam swoje cztery litery koło mojej przyjaciółki.
- Tylko żadnego alkoholu dziewczyny. Nie chce byście nas kusiły bo mamy jutro mecz. - uśmiechnął się w naszą stronę Calleti.
- My tylko na chwilę. Nie chcemy przeszkadzać. Wygląda na to ze jesteście zajęci - rzekłam wymijająco zerkając na Jennifer która siedziała już na kolanach Mesuta.
- W sumie chcieliśmy zagrać krótki przyjacielski mecz ale zawsze możecie nam pokibicować - stwierdził radośnie Marcelo.
- Właśnie zostańcie. - prosił Karim.
- Ja nigdzie nie zamierzam wyjść - skomentowała moja współlokatorka przytulając się do turka. Jak zawsze wystawiając mnie tym do wiatru. Wpadłam na pewien plan .
- Zostanę tylko pod jednym warunkiem - powiedziałam tajemniczo aż Coentrao poderwał się z kanapy porzucając swoje wcześniejsze zajęcie.
- Jakim? - dopytywali zaciekawieni
- Takim że zagram z wami - odpowiedziałam radośnie. Na ich reakcję nie trzeba było długo czekać.
- Że co? - spytał zaszokowany Benzema
- Ty nie możesz z nami zagrać - rzekł przerażony Kaka
- My cię połamiemy - panikował Marcelo łapiąc się za głowę.
- To za brutalna gra dla takich kruchych dziewczynek jak ty. Ty nie masz pojęcia co to prawdziwy football - zakpił Ronaldo rzucając we mnie sporą papierową kulką którą wyjął ze swoich butów.



 To już jest szczyt. Podniosłam zgnieciony papier z ziemi i rzuciłam w niego z całej siły. On niestety złapał go w locie. Myślałam że ze złości zaraz wkomponuję go w ścianę Alvaro.


- Znam się lepiej niż ty potrafisz to sobie wyobrazić! Boisz się zagrać z dziewczyną bo może okazać się lepsza niż ty?! - syknęłam przez zęby.
- Ooo wyzwanie dla Ronaldo! - klasnął w dłonie radośnie Pepe.
- Przyjmuję wyzwanie  nie martw się Vannesko dam ci fory.  - wyszczerzył się bezczelnie patrząc mi w oczy.
- Jak wygram przyjdziesz jutro na mecz. Już możesz zacząć obmyślać co ubierzesz. - dodał z pewnością siebie.
- Ok ale jak ja wygram to przez miesiąc będziesz chodził w koszulce z napisem "kopnij mnie" - wymyśliłam na poczekaniu.
- Zgoda. - rzucił nie przejmując się tym CR7
- Już myślałem że każesz mu ujarzmiać Twojego dmuchanego osła - wybuch śmiechem Ramos. O mamo widział moje kompromitujące zdjęcia na facebooku. Jednym słowem jestem udupiona.
- Jaki osioł? O co ci chodzi? - zapytał zdezorientowany Pepe. Sadząc po minie pozostałych również nie wiedzieli co jest pięć. Kurczę muszę to jakoś odkręcić. Stoper Madrytu  za dużo widział. Najpierw nakrył mnie i Ronaldo w akcji pocałunek roku a teraz te zdjęcia. Tylko zapaść się pod ziemie a tu jeszcze wyzwanie czeka.
- Dość gatki  o erotyczno-zoofilistycznych fantazjach Sergio. Mecz czeka. - oznajmiłam z udawanym uśmiechem. Temat został zamknięty momentalnie ale czy na długo to nie wiem. Garcia jeszcze coś chciał powiedzieć lecz nikt go nie słuchał bo zajmowali się przygotowaniem do meczu.  Nagle zorientowałam się że nie jestem w pełni gotowa do gry w piłkę nożną. Spojrzałam krytycznie na moje tenisówki że niby w tym mam powstrzymać Ronaldo? Gospodarz domu zauważył chyba moje zakłopotanie. Posłał mi uśmiech i za chwile wrócił z pudełkiem oryginalnych butów. 
- Proszę. Powinny pasować. To chyba twój rozmiar. - podał mi kolorowy karton.
- Alvaro skąd ty je masz? - zapytała szczęśliwa gdy spostrzegłam że to damskie różowe korki.
- Kupiłem je kiedyś mojej dziewczynie ale to długa historia. Są już twoje. Ubieraj i uciekaj na boisko. - ponaglał po czym udał się w stronę drzwi. Zostałam sama. W pośpiechu ubrałam prezent od hiszpana i wybiegłam do pozostałych którzy rozciągali się biegając. 
- To jak się dzielimy?  - zawołał nagle Iker.
- Niech Vannesa i Ronaldo wybierają. W końcu mają zakład. - oznajmił turek. Stało się tak jak zaproponował Mesut. Było nas trzynastu więc Caletii zgodził się na rolę sędziego. Ja wybrałam Casillasa, Ramosa, Pepe, Benzeme i Moratę. Cris zdecydował się na Coentrao, Adana, Marcelo, Kake i Ozila. Wybór dwóch najlepszych obrońców na świecie i bramkarza dodawał mi pewności siebie. Mecz się rozpoczął. Pomimo że dawno nie miałam kontaktu z piłką dawałam radę. Nie wiem co mnie tak oskrzydlało chyba fakt że chce upokorzyć wielką gwiazdę Realu Madryt. Sergio zagrzewał mnie do walki nazywając "tajną bronią przeciwko Ronaldo". Prawda była taka że moja obecność na boisku działała na niego jak płachta na byka. Rywalizował ze mną jakbym była drugim Messim. Próbowałam odebrać mu piłkę gdy dryblował przede mną z bananem na twarzy. Chciał mnie ośmieszyć ale ja nie dawałam za wygraną. Niestety walcząc o gałę bezradnie runęłam na trawę pociągając za koszulkę portugalczyka który upadając przygniótł mnie swoim ciałem..........

Hey dziewczyny ;) Przepraszam że weekend nic nie dodałam ale zaskoczył mnie mój facet który niespodziewanie wrócił robiąc mi niespodziankę. Dziś w nagrodę daje długi odcinek z paczką gifów i zdjęć. Mam nadzieje że wam przypadnie do gustu. Następny postaram się dodać do końca tygodnia. Przepraszam za wszelkie błędy. Pozdrawiam buziaki ;*

środa, 6 lutego 2013

15. Urwany film

Ronaldo:

Z każdym pocałunkiem pożądałem ją coraz mocniej. Nasze języki tańczyły, ręce oplatały nasze ciała, nie słyszałem nic oprócz jej oddechu. Moje dłonie powędrowały na jej pośladki i zaczęły delikatnie je masować. Nie mogłem się opamiętać chociaż przez myśl przeszło mi że przez spożyty alkohol może być nie nieświadoma tego co robi. Jednak gdy przejęła inicjatywę dotykając moją klatkę piersiową i brzuch te myśli rozproszyły się w drobny mak. Byłem szczęśliwy i chciałem by ta chwila nigdy się nie skończyła. Niestety przerwało ją głośne chrząknięcie i śmiech jakiejś osoby która nas nakryła. Vannesa odskoczyła z moich objęć i wybiegła z kuchni chwytając pierwszą napotkaną  butelkę trunku i napoju. W progu zauważyłem ubawionego tą sytuacją Ramosa. Musiałem działać by nie wypaplał wszystkim co widział. Był nieźle podpity więc wykorzystałem to i zaproponowałem mu kolejkę jego ulubionej Tequili. Wiedziałem że nie odmówi i na jednej partyjce się u niego nie skończy. Według mojego planu odpadł w pół godziny. Zostawiłem go śpiącego na stole w kuchni i udałem się do salonu gdzie zastałem pozostałych. Na szczęście była z nimi Vann. Niestety pod moją nieobecność została upita przez Karima i Kakę. Zamówiłem taksówkę i pozbyłem się dosłownie każdego z mojej posesji. Jenn pojechała do Ozila gdyż nie mogłem ich rozdzielić.  W miarę ogarniającemu Marcelo powierzyłem w opiekę Sergio a reszta swoimi siłami udała się do wyjścia. Pozostała mi tylko Vann która słodko spała na mojej kanapie. Kiedy wziąłem ją na ręce tuliła się do mnie i nazywała mnie wujaszkiem co bardzo mnie rozbawiło. W taksówce natomiast pochrapywała mi na ramieniu. Jak tylko byliśmy pod jej domem wyszukałem kluczy w jej torebce i zaniosłem do domu. Położyłem ją delikatnie na łóżku  i  zdjąłem buty. Gdy okrywałem ją kołdrą wymamrotała abym nie zostawiał jej samej. Posłusznie położyłem się obok i wypatrywałem momentu kiedy zaśnie. Uśmiechała się słodko przez sen co sprawiało że nie miałem ochoty jej opuszczać. Jednak wiedziałem że muszę to zrobić ze względu na nią . Pocałowałem ją w czółko i wyszedłem bez słowa....


Vannesa:

Moja głowa! - jęknęłam wiercąc się na łóżku. W dodatku ta duchota gardła. Stwierdzam że jak zaraz nie wywlekę się po coś do picia to umrę. Po kilku ziewnięciach przyglądam się otoczeniu i stwierdzam że jestem u siebie. Uff na całe szczęście bo przy końcu imprezy urywał mi się film . Nawet nie wiem jak trafiłam do domu. Próbuje odtworzyć sobie wszystkie sytuacje które miały miejsce wczoraj które uchwyciła moja pamięć. Po chwili doznaje totalnego szoku na myśl o zdarzeniach z kuchni. Przypominają mi się namiętne i gorące pocałunki portugalczyka. To jak wsadziłam mu rękę pod koszulkę i gładziłam jego idealnie wyrzeźbiony brzuch. Boże co za kompromitacja - jęknęłam  napominając sobie fakt że nakrył nas w tej intymnej sytuacji Ramos. Teraz to już pewnie wszyscy wiedzą że miałam chwilę słabości do Pana Aveiro. O Ronaldo nawet nie chce myśleć co wygadujesz teraz wszystkim kolegom zwłaszcza że masz świadka.


Chociaż trudno mi się do tego przyznać strasznie mi się podobało. Te jego delikatne muskanie ust i gorące pocałunki doprowadzały mnie do szaleństwa aż pożądałam jego całym ciałem . O święty Józefie chyba z nim się nie przespałam?! Bynajmniej mam taką nadzieję że nie bo jak nakrył nas Sergio uciekłam do innych z butelką martini i kartonem soku. Dalej niestety nie pamiętam. No cóż czeka mnie trudny dzień zwłaszcza że nie zastałam mojej współlokatorki w domu....

Ronaldo:

Cała niedzielę spędziłem obijając się w łóżku. Chciałem wysłać do Vannesy jakaś wiadomość ale nie wiedziałem od czego zacząć. Wszystko by było w porządku gdyby nie była zalana w trupa.  Nawet nie wiem czy była świadoma swoich czynów. Drogę powrotną do domu mogę założyć się na pewno  nie pamięta. Mogłem ją wykorzystać. Miałem ją dosłownie na wyciągnięcie ręki jednak tego nie zrobiłem. Kiedyś zabawiałem się laskami w gorszym stanie niż ona bez żadnych skrupułów. Teraz jednak zachowałem się inaczej i kompletnie nie wiedziałem z jakiego powodu. Wiele razy przyrzekałem sobie w duchu że będzie moja za wszelką cenę tylko po to by ją wykorzystać i porzucić. Taki miałem kaprys który mogłem spełnić teraz akurat gdy nadarzyła się okazja.  Mimo to zachowałem się zupełnie w nie w moim stylu. Uwielbiam ją i nie potrafił bym jej zrobić czegoś takiego. Jednak czuję do niej coś więcej niż tylko przyjaźń. Nie potrafię dokładnie tego określić. Z zadumań wyrwał mnie dźwięk mojego telefonu. Spojrzałem na wyświetlacz z nadzieją że to Vann. Niestety okazało się że to Irna. O mało o niej zapomniałem. Odebrałem z niechęcią połaczenie.
- Hey skarbie. Czemu się do mnie nie odzywasz od dwóch tygodni? Co się stało? Zawsze dzwoniłeś codziennie? - zarzucała mnie pytaniami w jej głosie można było wyczuć złość pomieszaną z zawiedzeniem. Nie chciałem z nią totalnie rozmawiać bo myślami byłem gdzie indziej.
- Jestem chory. Przepraszam nie dam rady nawet rozmawiać - powiedziałem udawanym zachrypniętym głosem.
- Biedactwo. Wracaj szybko do zdrowia. Muszę kończyć idę na zakupy z siostrą . Pa - rozłączyła się na całe szczęście. Jak zawsze praca i zakupy. Nie obchodzi ją mój los mimo że skłamałem jej z chorobą. Czemu dopiero teraz dostrzegłem jaka jest ? Kiedyś szalałem za nią bez pamięci byłem godny oddać za nią grubą kasę. Co się stało z tą miłością? Gdzie zaginęła? Czy powodem jest odległość?  A może ja jej po prostu nigdy nie kochałem tylko byłem zauroczony jej urodą? Im bardziej rozmyślałem nad tym tematem tym bardziej zaczynałem głupieć. Postanowiłem zasnąć jak najprędzej nie myśląc o niczym. Założyłem słuchawki na uszy i włączyłem piosenki które relaksują mnie przed meczem. Po kilku minutach spałem jak zabity.


Następnego dnia na Santiago Bernabeu:



- Zobaczcie co wyprawia Ronaldo! - nabijał się Kaka spoglądając w stronę kolegi z drużyny. Jego słowa zainteresowały pozostałych rozciągających się piłkarzy. Przerwali ćwiczenia i zaczęli bacznie przyglądać się swojemu kumplowi z boiska który uradowany wykonywał przeskok nad małym brazylijczykiem. 
- Zawsze wiedziałem że nadmiar żelu na głowie mu szkodzi! - nabijał się Benzema
- Tylko w kaftan i do psychiatryka wywieść - pokiwał znacząco głową roześmiany Ozil.
- Mnie zastanawia jego wieczny banan na mordzie - zadumał się Fabio
- Chyba znam jego powód. Chodźcie za mną przypomniałem sobie pewien fakt! - oznajmił z  szatańskim uśmieszkiem Ramos ruszając w stronę Cr7. Zawodnicy z zaciekawieniem podążyli za nim. 

Tymczasem u Ronaldo:

- Cris co ty wyprawiasz? - zaśmiał się zdezorientowany Marcelo gdy po locie nad jego głową  ustałem dupskiem tuż przed nim zasłaniając mu totalnie widok.
- Ja latam! - odpowiedziałem szczęśliwy
- Chłopie co ty używasz za dopalacze? - spytał rozbawiony unosząc znacząco brew do góry.
- Miłosne! - wtrącił się do rozmowy Sergio który nie wiadomo skąd znalazł się tuż obok nas z bandą pozostałych piłkarzy. Mina momentalnie mi zrzedła i modliłem się w duchu by to co oznajmił przed chwilą było przypadkową gadką. Oby nic nie pamiętał z imprezy bo już po mnie.
- Jak to? Irna przyjechała? - dziwił się Coentrao.
- Bara Bara Riki Tiki - podśpiewywał Arbeloa wywołując falę śmiechu wśród zgromadzenia.
- Nasz Aveiro wczoraj naparzał się do Vann! - rzekł ucieszony hiszpan. No i po mnie.
- Jak ? Co gdzie? - pytał zaszokowany Fabio
- Bzykali się? Całowali? Jaką ma bieliznę? Zdejmował jej stringi zębami przy tobie? - dopytywali jeden przez drugiego. Te ostanie dobitne zapytanie należało do Karima.
- Oj Sergio zbyt duże dawki alkoholu powodują u ciebie niezłe omamy. Proszę Cię przystopuj z tym - drwiłem kłamiąc mu w oczy. 
- O nie Ronaldo tak się składa że wszystko pamiętam co wyprawiałeś w kuchni. - groził mi palcem przed nosem blondyn. Po czym dodał
- Myślałeś że jak mnie nałoisz moją ulubioną Tequilą to o wszystkim zapomnę. O nie Oko Ramosa zapamięta wszystko - stwierdził triumfalnie śmiejąc mi się prosto w twarz. Już chciałem mu przywalić ale widok zaczajonego trenera za jego plecami przywołał mnie do porządku. 
- Chętnie sprawdzę czy te twoje oko równie dobrze jest celne w dośrodkowaniach !- zagrzmiał Mou nad uchem hiszpańskiego obrońcy. Ten ze strachu uciekając o mało nie przewrócił się o własne nogi. Mieliśmy z niego polewkę do końca treningu. Dla mnie to było na rękę bo temat mój i Vannesy poszedł w odstawkę. Lecz nie na długo. Po wyjściu z szatni zatrzymał mnie Marcelo z Moratą.
- To prawda co mówił Sergio? - spytali prawie że w tym samym momencie gdy znaleźliśmy się sami na parkingu.
- Tylko się całowaliśmy. - wzruszając ramionami ruszyłem w stronę swojego auta a oni nie dawali za wygraną. Odpowiedz ich nie satysfakcjonowała widocznie bo pobiegli za mną. 
- Ronaldo a Irna? - wypytywał podenerwowany brazylijczyk opierając się o drzwi mojej fury uniemożliwiając mi ich zamknięcie.
- No właśnie. Nie graj na dwa fronty. Jak skrzywdzisz Vann osobiście obtłukę ci twoją śliczną buźkę! - zagroził młody hiszpan.
-  Wasza przyjaciółka miała chwilę słabości do mnie. Na pewno dziś nic nie pamięta więc zostawcie ten temat.  - tłumaczyłem się bez namysłu w trakcie odpaliłem silnik dając do zrozumienia że zaraz odjadę nawet z otwartymi drzwiami. 
- Jesteś okropny. Wykorzystałeś ją! - zagrzmiał Mort
- Sama chciała ja jej do niczego nie zmuszałem. To tylko pocałunek a robicie z tego wielkie halo! Jak chcecie by nie cierpiała udawajcie że nic się nie stało! Chciałem to zatuszować ale Ramos musiał wam wszystkim wypaplać! Jadę do domu! - wypowiadając ostatnie słowa ruszyłem z piskiem opon. Marcelo odskoczył ze strachu od samochodu bojąc się o własne życie. Zamknąłem w locie drzwi i z ogromną prędkością ruszyłem w stronę wyjazdu. Nie żałowałem gazu chciałem jak najszybciej znaleźć się w domu.......

Vannesa:

Zmęczona po pracy wracam taryfą do domu. Czas kupić sobie jakieś auto. Nie będę wiecznie jeździła taxi. Na moim koncie jest już pokaźna sumka. Jak znajdę chwilę czasu poproszę kogoś kto zna się na samochodach o doradztwo. Tylko kogo? Dziś jakoś nie mam głowy do myślenia. Dziś poniedziałek a David się nie odezwał. Obiecał mi że zrobi to zaraz po weekendzie. Ahh ci gwiazdorzy. Pewnie mu coś wypadło i nie ma czasu nawet się spotkać - pomyślałam. Na miejscu zapłaciłam taksówkarzowi i ruszyłam w pośpiechu do mieszkania z nadzieją ze zastanę tam moją współlokatorkę. Odczuwałam wewnętrzną potrzebę by się jej wygadać. Miałam fuksa była w domu  . Podśpiewując  pichciła coś co wyjątkowo ładnie pachnącego na patelni. 
- Hey piękna - rzuciłam na przywitanie aż brunetka podskoczyła do góry. Widocznie nie usłyszała  jak wchodziłam do mieszkania.
- O cześć - odrzekła zdezorientowana.
- Tak szybko wróciłaś z pracy? - zapytałam.
- Dziś zrobiłam sobie wolne. - odpowiedziała ze spokojem 
- Jak to wolne? Rano zaglądałam do twojego pokoju i cię tam nie było. - zdziwiłam się
- Byłam u Ozila - zarumieniła się.
- A on nie ma dziś treningu? - byłam coraz bardziej zaskoczona jej odpowiedziami.
- Ma. Zostawił mi klucze. Pewnie po nie zaraz wpadnie.- zakomunikowała.
- To ty byłaś u niego na noc? Nawet nie zauważyłam jak w niedziele wyszłaś. Mogłaś mnie poinformować. - udałam obrażoną. 
- Vann ja zaraz po imprezce u Cristiano pojechałam do Mesuta do domu. Nie było mnie tu dwa wbite dni. Na jakim ty świecie żyjesz. - śmiała się współlokatorka.
- Że co? W takim razie kto mnie odwiózł do domu?! - wpadłam w panikę. Niczego nie rozumiałam.
- Z tego co słyszałam to Ronaldo. Nie gadaj że nic nie pamiętasz? - zapytała z zaciekawieniem a ja wnet padłam na zawał. Co jeszcze się dziś dowiem?
- Właśnie nie. Urwał mi się film prawie przy końcu. - rzekłam zażenowana swoją postawą. 
- Każdemu się zdarza. Nie rozumiem twojego zdenerwowania. Jakby Ronaldo ci coś zrobił już bym to wiedziała od Mesuta. Takie wieści szybko się rozchodzą w ich towarzystwie. - uspakajała mnie.
- Jenn bo ja z nim się całowałam - jąkałam się w nerwach.
- Przecież mówiłaś że nic nie pamiętasz - odrzekła skołowana.
- Jak poszłam do kuchni po coś do picia za mną ruszył Ronaldo. Nie wiedziałam że za mną idzie.   No i tam doszło do pocałunku. Najgorsze jest to że dałam się ponieść tej chwili słabości i wsadziłam mu rękę pod bluzkę akurat wtedy kiedy do kuchni wszedł Ramos.  Po chwili dałam   nogę z tego miejsca. Zerwanie połączenia z rzeczywistością nastąpiło dopiero jak uciekłam z  kuchni z kolejną dostawą trunku. Wtedy upił mnie Kaka z Benzemą. Dalej niestety nie pamiętam.  - powiedziałam jednym tchem.
- Czyli macie się ku sobie - skwitowała z uśmiechem.
- Przestań to chwila słabości. Byłam podpita. Nie sądzę żeby Cris traktował nasz pocałunek na poważnie - zarzekałam się chociaż prawda był inna. 
- Mnie nie oszukasz uparciuchu. Lecicie na siebie to widać! - stwierdziła uradowana. Już chciałam jej coś odpowiedzieć ale przeszkodził mi w tym dzwonek do drzwi. Jennifer pobiegła szybko otworzyć z nadzieją że zobaczy swojego turka. Niestety był to listonosz z pocztą dla nas. 
- Jest coś dla mnie ? - wydarłam się wychylając się na kanapie w salonie. 
- To dla mnie, to też. O jest coś dla Ciebie - rzekła przyglądając się korespondencji. Podbiegłam wydzierając jej biała kopertę  zaadresowaną do mojej skromnej osoby. Bez namysłu otworzyłam ją i czytałam po linijce z coraz większym zaskoczeniem. To propozycja do hiszpańskiego Playboya.  Nie mogę w to uwierzyć jednak Karim mówił prawdę........


Hey dziewczyny :) Udało mi się coś wyskrobać bo wieczorem nie miała bym czasu bo będę oglądała mecz Portugalii. Mam nadzieje że Ronaldzio w nim zagra. Następny odcinek nie wiem kiedy dodam bo postanowiłam dodawać dłuższe notki. Być może post pojawi się w weekend ale nic nie obiecuję. Pozdrawiam buziaki :*


piątek, 1 lutego 2013

14. Popuszczający hamulec

Vannesa:

Szarpie za klamkę drzwi od samochodu ale niestety kierowca zablokował je przyciskiem koło kierownicy. Tu już żadne modły nie pomogą.  Muszę pogodzić się z zaistniałą sytuacją. Dobrze że chociaż nie jadę z Jenn bo udusiła bym ją własnoręcznie. Na szczęście pojechała z Ozilem jego autem. Ja natomiast z wesoła paczką kolejnych życiowych eksperymentów. Kaka kłóci się z Sergio o jakaś płytę z przodu. Dodam że Ricardo jest  kierowcą tego wesołego pojazdu. Zamiast patrzyć na drogę  zawzięcie wyrzuca CD Ramosiątka z napędu i rzuca je do nas  na tył , wsadzając swój pendrive i tak w koło. Dziwi mnie to że po kilku minutach im się to nie nudzi. Obok mnie widok nie lepszy. Fabio z wrażenia obżera paznokcie a Karim przegląda jakieś zboczone czasopisma w stylu Playboya i głośno je komentuje . Jednym słowem czuję się jak w psychiatryku chociaż myślę że to on się do nich nie umywa. 
- Boże jakie balony - jęknął z podniety francuski napastnik. Fabio zerknął na czasopismo  i o mało mu oczy z orbit nie wyskoczyły.
- Pokaż! - wyrwał mu gazetę hiszpan zaprzestając walkę z Kaką o miano diskdżokeja. W końcu jeden temat mamy z głowy . O dzięki ci Boziuniu.
- Tą bym zamknął w mojej sypialni na cały miesiąc - zakomunikował figlarnie w lekkiej zadumie.
- O jest tu wzmianka o Vannesie! - wydarł się Benzema. Na ten żart to mnie nie nabiorą. O nie! Niech sobie poopowiadają bajeczki pośmieje się bynajmniej. 
- Nie gadaj! Pokaż tą gazetę tu! - wrzeszczał podekscytowany z przodu Sergio. Fabio zaciekawiony o mało nie wleciał w kolorowy brukowiec a Kaka przyciszył muzykę co oznaczało że też dał się nabrać na brednie Karima. Gazeta zaczęła krążyć z rąk do rąk. 
- "Wielu czytelników pisało do redakcji w sprawie poświecenia artykułu o młodej polskiej wschodzącej modelce Vannesie Davies. Niestety nie jesteśmy w posiadaniu jej nagich fotek...." - czytał Benzema a ja nie mogłam ze śmiechu bolał mnie brzuch.
- Brawo świetny żart ale nie ze mną takie numery kotku - mówiłam przez śmiech. 
- Sama zobacz! - podłożył mi czasopismo pod sam nos. Nawet jakbym chciała cokolwiek zobaczyć wszystko zlewało mi się przed oczyma. 
- Daj dziewczynie spokój! Napastujesz ją jakimś brukowcem o tanich gwiazdach porno! - stanął w mojej obronie Kakuś. Normalnie zaczynam go wielbić za to. Samochód zaczynał zwalniać co znaczyło że jesteśmy chyba na miejscu. Wypatruje przez okno. Jednak nie to jakiś drogi supermarket. Nasz super kierowca parkuje koło czarnego Lamborghini Aventador. Kurczę ale fajna fura ciekawe kto jest szczęśliwym posiadaczem tego cacka. Na pewno jakiś stary bogacz. Drzwi się otwierają a moim oczom ukazuje się Cris z Marcelo. Jezu gdzie ja mam rozum?! Przez Benzemę nawet nie zauważyłam kto ma jaki samochód. Nie ma to jak walnąć niezła gafę. Na miejscu też są pozostali. Sergio wylatuje do nich z radością jakby nie widział ich cały rok. Ja to chyba tu zostane niech sobie robią zakupy beze mnie. Ubrana jak pajac nigdzie się nie wybieram wystarczy że zaraz pojadę do piekła zwanego legowiskiem Cr7. Niestety brazylijczyk z francuzem wyczuli moje zamiary i wyciągnęli mnie siłą z samochodu  prowadząc do sklepu. Mamo ratuj!!! Nie ma to jak zakupy w gronie najsłynniejszych gwiazd piłki nożnej. Przez pół godziny musieliśmy ukrywać się w najróżniejszych działach sklepowych przed ich wściekłymi wielbicielkami. My z Fabiem postanowiliśmy schować się na warzywniaku co sądząc po minie Pana Aveiro nie przypadło mu do gustu. Coentrano rozśmieszał mnie do łez. Zamiast skutecznie się maskować, zakładał karton po pomidorach na głowę skupiając uwagę klientów supermarketu. Gdy mu się to znudziło zaczął konsumować kalarepe niczym królik. Teraz to już leżałam ze śmiechu skupiając na siebie zbyt duża uwagę.  No i się chyba doigraliśmy gdyż Fabia momentalnie dopadła chmara napalonych nastolatek. Miałam niezła polewkę jak rozdaje im autografy z pokaźnym kawałkiem warzywa w ustach. Zrobiłam mu nawet kompromitujące zdjęcia i zagroziłam że umieszczę na różnych portalach społecznościowych jak nie odwiezie mnie do domu bym przebrała się z tego obciachowego wdzianka.Tłumaczył się brakiem auta ale pozostałam nie ugięta. Reszta miedzy czasie uciekła ze sklepu i czekali na nas w samochodach wydzwaniając co chwilę że mamy ruszyć tyłek. Stwierdziłam ze nigdzie nie idę puki nie zmienię swojego ubrania. Robiłam to raczej celowo niż z kaprysu. Myślałam ze poślą mnie do diabła i zostawią w sklepie a ja pojadę sobie spokojnie do domu taksówką. Marzenia nadzieją głupich. Przystali na moje żądania i Ozil z Jenn postanowili odwieźć mnie do domu ale tylko w celach przebrania. Jazda ze zdrajczynią nie za bardzo mi się uśmiechała ale zgodziłam się na odczepnego. Na miejscu pełna satysfakcji przebrałam się w różowo - białą kreację. Wyglądałam bardzo dziewczęco czyli tak jak lubię.  Po kilku minutach ruszyliśmy w drogę do najbardziej znienawidzonego przeze mnie domu w Hiszpanii.  Droga przebyła w ciszy bo nie zamierzałam z nimi rozmawiać. Chociaż przyznam że nie potrafię się na kogoś długo gniewać. Nie wiem czy to moja wada czy zaleta. Pogrążona w zadumaniach nie zauważyłam że jesteśmy już na miejscu.  Niechętnie ruszyłam w stronę drzwi. U progu przywitał nas Cristiano z szerokim bananem na ustach. Wyminęłam go ostrym łukiem nie zwracając na niego uwagi. W środku zastał mnie wesoły obraz nierozgarniętej grupki piłkarzy.Zafascynowani grą w playstation nie zauważyli kiedy weszłam. Fabio jak zawsze sprawiał zamieszanie bijąc się o pilot z Ramosem. Po chwili zorientowali się że ich grono się powiększyło.
- Hey ! – rzucili gdy już siedziałam z dupskiem koło nich na kanapie.
- O Vann zmieniłaś kreacje – oznajmił mistrz ukrywania przed fankami dając za wygraną w bitwie o dżojstik. 

- Gratuluje spostrzegawczości ale też niezłej amnezji. - skwitowała z żenującym uśmiechem. 
- Wolałem twoją poprzednią wersję - podsumował Benzema wpatrując się w moje nogi. 
- Ale w tej wygląda również czarująco - skomentował Ronaldo karując swoje cztery litery między mną a Karima. Bosh on nie ma za grosz wstydu. Nie dałam się mu sprowokować więc uciekłam na kanapę do Ozila i Jenn. Zrobił smutną minę jak kot ze shreka i posyłał błagalne spojrzenia bym wróciła. Postanowiłam nie zwracać uwagi na jego zaczepki w moją stronę . Po kilku minutach udałam się do łazienki z pretekstem załatwienia potrzeby. Chciałam odwiedzić prywatną łazienkę Pana Alvaro ale zdecydowałam się zmienić kierunek i weszłam do nieznanego moim oczom miejsca. W pomieszczeniu panował pół mrok więc postanowiłam zapalić światło. Zauważyłam piękne duże łóżko z baldachimem oraz kilka drewnianych komód. Pewnie to kolejna z jego sypialni - pomyślałam. Ciekawe kto tu sypia? Hmmmm. Zauważyłam coś co zwróciło moją uwagę. Było to duże zdjęcie z pozłacaną ramką. Na niej widniał mały Ronaldo z matką. Przyznam że wzruszył mnie ten widok bo strasznie uwielbiam małe dzieci. Po chwili zadumania odłożyłam przedmiot na miejsce. Mój wzrok padł na komodę. Ciekawe co skrywa? Wiem że nie ładnie grzebać komuś po szafkach ale nie mogłam powstrzymać mojej ciekawości. Otworzyłam ją a moim oczom ukazała się pokaźna sterta bielizny zarówno męskiej jak i damskiej. Może Cris je ubiera? - dumałam trzymając koronkowe stringi w rękach.
- Chcesz ubrać te używane gacie? - usłyszałam śmiejący się głos zza pleców. O mało co nie padłam na zawał tak się przestraszyłam ale na szczęście była to Jenn. 
- Nastraszyłaś mnie! - powiedziałam z wyrzutem dochodząc do siebie.
- Ładnie tak grzebać komuś po szufladach? - zapytała dalej rozbawiona unosząc górną prawą brew.
- Sprawdzałam tylko czy Ronaldo nosi męskie stringi ale niestety wyszło na to że damskie - nalewałam się do niej pokazując wyszukany przedmiot.
- A to co? - zapytała przez śmiech Jenn wygrzebując różowe wstążki ze skrzyniowego mebla.
- Zawsze wiedziałam że jest jakiś dziwny - stwierdziłam przyglądając się nim. 
- Skonfiskujemy to! - obwieściła.
- Ale po co? - zapytałam z rozbawieniem .Współlokatorka przyłożyła tasiemkę do głowy i zawiązała ja na końcach.
- Co to ma być??? - ryknęłam śmiechem. 
- Nie ważne co ważne że zaraz będzie bardzo ale bardzo śmiesznie - oświadczyła z  szatańskim uśmiechem na twarzy. Ja już wiedziałam co jej po głowie chodzi. Cała złość na tą wariatkę mi minęła. Wygłupy z nią sprawiały  że na mojej twarzy malował się uśmiech szczęścia. Nawet nie zauważyłyśmy jak znacznie się zasiedziałyśmy w tajemniczym pokoju dlatego stwierdziłyśmy że musimy wrócić do chłopaków zanim któryś nie wpadnie na pomysł nas szukać. Zamknęłyśmy drzwi i wesoło ruszyłyśmy na dół w różowych opaskach na głowie. Jak zobaczyli nas madryciaki to ryknęli nie pohamowanym śmiechem. Kaka omal nie zwalił się z bujanego fotela a Marcelo aż ukląkł trzymając się za brzuch. 
- Pinkie Pie - krzyknął uradowany Fabio 
- Sam wyglądasz jak jakiś różowy kuc w tej twojej koszulce- zgasił go Pepe
- Co wy macie na głowie? - zapytał ucieszony Sergio
- Po co wam te opaski? Skąd wy je wogóle macie? - dopytywał Alvaro.
- Na bank ćwiczyły karate u góry. Uważajcie bo dadzą nam niezły łomot - nalewał się Ricardo
- Masz racje to uczennice Miyagi! - kręcił bekę z nas Marcelo.
- Te opaski znalazłyśmy w szufladzie Ronaldo - odpowiedziałam triumfalnie. Wiedziałam że zaraz posypią się dogryzujące komentarze w stronę Cr7
- Ronaldo zdradź nam swoje fetysze - naśmiewał się z niego mały brazylijczyk
- Lepiej niech nas nimi nie gorszy - skwitowała Jenn
- Tymi tasiemkami przywiązuje bardzo niegrzeczne dziewczynki - odpowiedział z wyższością puszczając do mnie oczko. 
- Na takie sznureczki to ty ich chłopie nie utrzymasz. Wierz mi pójdą z całym łóżkiem - śmiał się Kaka a pozostali wraz z nim. Tak wesoło mijał nam czas pijąc i rozmawiając na śmieszne tematy . Fabio wykorzystał fakt że jesteśmy podpite i robił nam kompromitujące zdjęcia które jak zagroził umieści na portale społecznościowe. My na złość mu nie przejmując się jego słowami głupio pozowałyśmy do aparatu. Ramos nawet powiązał nasze ręce tasiemką. Jak stwierdził potem dla potrzeb dobrego ujęcia. 



Gdy miałam już nieźle dziabnięte różnorakich drinków zaczęłam wygłupy z przyjaciółką na parkiecie. Oczywiście Ozil zachęcony ruchami mojej współlokatorki zaczął z nią tańczyć zakańczając przy tym nasze małpowanie. Bezradnie udałam się po coś do picia. Niestety na stole już nic nie zastałam co by ucieszyło moje podniebienie więc udałam się do kuchni. Odnalazłam lodówkę i otworzyłam ją. Widok jaki zastałam ucieszył mnie niezmiernie. Nie wiedziałam na co się zdecydować tyle tam było kolorowych trunków i napoi.  Nie ma to jak grzebać komuś po lodówce ale w końcu sam Ronaldo powiedział że mamy czuć się jak u siebie. Zachęcona jego słowami sięgałam po karton napoju pomarańczowego gdy nagle poczułam dotyk rąk na moich biodrach. Odwróciłam się w stronę napastnika i ujrzałam uśmiechniętą twarz Ronaldo. Moje serce biło jak oszalałe nie wiedziałam jak się zachować zwłaszcza że oparł ręce na lodówce zamykając mi drogę ucieczki. Spoglądałam w jego czekoladowe oczy zauważając w nich niebezpieczny błysk.
- Mógłbyś ostrzegać że nadchodzisz nieźle się wystraszyłam - chlapnęłam bez namysłu.
- Wystraszyłaś się mnie? - zapytał posyłając w moją stronę jeden ze swoich boskich uśmiechów. Nogi momentalnie mi się uginały rozpływając się w jego słodkim zacieszu. 

- Tak w końcu kawał z Ciebie chłopa - oznajmiłam zdenerwowana jego bliskością gdy już się troszkę opamiętałam.
- Nie zrobił bym Ci w życiu krzywdy  - szepnął pochylając się nade mną w niebezpiecznej odległości. Nie mogłam z siebie wydusić ani jednego słowa. Przygwożdżona jego ciałem cała drżałam z obawy że zaraz puszczą mi hamulce. On patrzył dogłębnie w moje oczy wyczekując jakiegoś znaku. Czułam mocne bicie jego serca. Ronaldo nie wytrzymał tego napięcia i wtopił we mnie swoje usta delikatnie je muskając. Nie protestowałam bo nie mogłam się jemu oprzeć. Z czasem  nasz pocałunek stał się namiętny i pełny pożądania. Jego ręce wędrowały po moim ciele co przyprawiało mnie o dreszcze. Nie wytrzymałam i całując go wepchnęłam ręce pod jego koszulkę, gładziłam jego brzuch i klatę......

Witam moje czytelniczki. Scenę pierwszego pocałunku głównych bohaterów mamy już za sobą. xD Zaopatrzyłam się ogromną liczbę gifów i zdjęć na waszą prośbę. Szczerze przeglądanie blogów na tumbrl  w ich poszukiwaniu zajęło mi kilka dni. Do dzisiejszego odcinka miałam problem znaleźć wyczesany gifek ale się udało. Niby tyle tego jest ale do najważniejszej sceny nie wszystko pasowało. Czasami w odcinkach będzie ich się przejawiało więcej niż dwa bo mam już pewne pomysły w głowie. Wystarczy to przelać na kartkę ( w moim wypadku na laptopa). Głównej bohaterki też mam sporo fot i przyznam się bez bicia że czerpie z nich nowe inspiracje. Nasi Madryści natomiast zremisowali z Barceloną pomimo osłabionego składu. Jestem z nich bardzo dumna i liczę na to że poradzą sobie też w rewanżu. Kolejny odcinek pojawi się po weekendzie. Dokładnie nie wiem. Zmieniłam trochę wystrój bloga. Co o nim sądzicie? Dziękuję za wszelkie komentarze. Pozdrawiam i życzę miłego weekendu ;* Buziaki ;*