czwartek, 25 kwietnia 2013

21. Niedoceniony

Vannesa:

Biegłam przez park w ciemnościach uciekając przed napastnikiem. Nie widziałam go było ciemno, wszędzie słyszałam jego głośny oddech i tupot stup. Potknęłam się upadając na trawę. Oprawca przeraźliwie śmiał się Zaczęłam krzyczeć o pomoc....
- Vanneska to tylko zły sen - usłyszałam dobrze znajomy mi głos. Otworzyłam oczy i zerwałam się do pozycji siedzącej. Byłam w sypialni ale nie swojej. Jednak dobrze znałam te miejsce chociaż byłam tu dosłownie dwa razy. Obok mnie siedział Ronaldo z stroskaną miną. Dopiero w tej chwili zauważyłam że moja dłoń ściska mu rękę. Zawstydzona zwolniłam uścisk i skuliłam się w kłębek. Właśnie uświadomiłam sobie co się wczoraj stało. Wszystkie wydarzenia wróciły do mnie jak bumerang. Gdyby nie Cris kto wie co by się ze mną stało. Rozpłakałam się na samą myśl o tragicznym końcu tej historii. Gwiazdor Realu Madryt przytulił mnie mocno do siebie.
- Nie płacz. Tu jesteś bezpieczna - zapewniał smutnym głosem głaszcząc mnie po głowie jak mała dziewczynkę. Jego obecność i dotyk działała na mnie uspokajająco. 
- Dziękuję - wyszeptałam niepewnym głosem mojemu wybawcy. Jakoś wcześniej nie miałam okazji tego zrobić. Uznałam że ten moment wydaje się dość odpowiedni. 
- Nie dziękuj. Nie zdołałem w porę się zjawić i czuję się winny. Przepraszam za wszystko. - rzekł spoglądając mi prosto w oczy. Był niezwykle poważny. 
- Przestań zawsze będę Ci za to wdzięczna.  Gdyby nie ty kto wie czy nie leżała bym gdzieś zgwałcona i zakopana pod drzewem a wszystko to że jestem łatwo wierna.  - wydusiłam się z siebie przez łzy
- Zapomnij o tym proszę. - poprosił 
- Tego nie da się zapomnieć. Tak samo to co dla mnie zrobiłeś. - rzekłam ze smutkiem
- Chciałem przeprosić też za tego smsa do Davida. Może to nie odpowiedni moment ale jakoś nie miałem okazji się wytłumaczyć.  Nie wiem co we mnie wstąpiło. Wiem że postąpiłem źle i bardzo jest mi z tego powodu wstyd. - tłumaczył posępnym wzrokiem wpatrując się w poduszkę. 
- Powiedzmy że o tym zapomniałam - stwierdziłam bez namysłu. Portugalczyk uniósł wzrok ku mnie i lekko się uśmiechnął. Swoim bohaterskim czynem odkupił u mnie swoje winny. Gniewanie się na niego w tej sytuacji było by po prostu nie na miejscu
- Jesteś głodna ? - zapytał zmieniając nagle temat.
- Troszeczkę. Która to godzina? Nie powinieneś być przypadkiem na treningu? - zapytałam
- Powiedziałem że cię nie zostawię samą i zrobiłem sobie wolne. Jest po 11. - powiedział spoglądając na swój zegarek
- Cris zespół Cię potrzebuję. Musisz chodzić na treningi. Mną się nie przejmuj. Każdy ma swoje życie i problemy - tłumaczyłam 
- Nigdy bym sobie nie wybaczył gdybym zostawił Cię samą w takim stanie po wczorajszym. Chłopacy nawet nie zauważą mojej nieobecności. Pewnie są zbyt zajęci weekendowymi opowieściami - machnął ręką ze śmiechem
- Kurczę od 2 godzin powinnam być na planie zdjęciowym do czasopisma Elle ! - krzyknęłam przypominając sobie o tym fakcie
- Załatwiłem to. Nic się nie martw. Przełożyli ci sesje na 2 tygodnie. - uspakajał mnie Cr7
- Jak to? - zapytałam zaszokowana
- Wybacz ale twój telefon wydzwaniał od ponad godziny więc odebrałem i załatwiłem sprawę. Wiem że nie powinienem odbierać czyiś telefonów ale stwierdziłem ze ktoś chyba się o ciebie martwi. - tłumaczył się zmieszany 
- Nie gniewam się. Dobrze że mnie w tym wyręczyłeś bo nie wiem jak sama bym im to wyjaśniła. - rzekłam w lekkiej zadumie.
- Muszę zadzwonić do Jenn! Pewnie się martw że nie wróciłam na noc do domu. - dodałam szybko po chwili.
- Dzwoniłem do niej wieczorem i o wszystkim powiedziałem. Odwiedzi Cię dziś po pracy.
- Dziękuję o wszystkim pomyślałeś - uśmiechnęłam się lekko w jego kierunku
- Idę zrobić Ci śniadanie. Zaraz wracam - rzekł zbierając się do wyjścia.
- Czekaj pomogę Ci. Nie jestem chora- rzuciłam wywlekając się z łóżka ale po chwili  zorientowałam się że nie mam na sobie nic prócz bielizny. Kompletnie zapomniałam w jakim stanie tu dowiózł mnie Cris. 
- Wrócę szybciej niż myślisz - oznajmił znikając w drzwiach. Stwierdziłam że chyba będę musiała znowu okryć się kołdrą bo nie wypada tak paradować po czyimś domu w samej bieliźnie. W dodatku brudnej? Może Ronaldo ma jakieś damskie ciuszki w domu. Ostanio jak byłam z Jenn u niego w komodzie trzymał pokaźną kolekcję damskiej bielizny. Jak wróci to się go zapytam. Siedziałam zakryta kołdra po szyję wpatrując się w piękny pokój gwiazdora. Po chwili zjawił się z pełną tacą jedzenia. Co on myśli ze ja to wszystko zjem? 
- Jestem już. Smacznego - położył na łóżko drewniany stolik przeznaczony do śniadań do łóżka. Nie wiem czy on to wszystko przygotował czy to jakiś kucharz ale była pod wrażeniem. Ciepłe bułeczki, mleko, kawa, ciastko, jajecznica z boczkiem, owoce, warzywa a nawet wazonik z różą znajdował się na nim. Nie wiedziałam od czego zacząć. Po chwili zajadałam się przysmakami bo mój żołądek od tego patrzenia na te  pyszności dostawał skrętu kiszek. 
- Dziękuję było pyszne - rzekłam wycierając usta w serwetkę po skończonym posiłku.
- Na zdrówko - wyszczerzył się pokazując rząd swoich pięknych białych zębów.
- Ehm mam do Ciebie pewne pytanie. Czy masz w domu jakieś damskie ubrania? Nie zrozum mnie źle ale nie będę paradowała w bieliźnie po domu w dodatku brudnej... Jeżeli nie masz to mogę ubrać coś twojego - nawijałam zawstydzona
- Spokojnie. Wysłałem Sergio i Karima do centrum po jakieś ubrania dla ciebie. Powinni już być - rzekł wyczekująco wpatrując się w tarczę swojego naręcznego wypasionego zegarka.
- Wysłałeś Ramosa i Benzemę po ciuchy dla mnie?! - spytałam prawie że piszcząc
- Tak. Skąd ta panika? - zapytał że śmiechem
- Znając ich możliwości pewnie będę wyglądać jak tancerka z klubu go-go - jęknęłam
- Nie będzie chyba tak tragicznie - nabijał się brunet gdy nagle drzwi pokoju otwarły się z hukiem.
- O wilkach mowa - prychnęłam śmiechem na widok wyczekiwanych piłkarzy obładowanych od góry do dołu kolorowymi torebkami z logami słynnych firm.
- Hey piękna - rzucili na przywitanie wywalając wszystkie rzeczy po całym pokoju
- Ej ile razy mówiłem o pukaniu do drzwi! Nie dociera do was oszołomy! Istna dzicz- wydarł się Cristiano zbierając torby z dywanu
- Cris wyluzuj nie raz widziałem cię bez gaci - zmierzył go zabawnie Karim
- Jakbyś nie zauważył to teraz jest tu Vannesa i może nie życzy sobie byście wpadali tu bez pukania - zezłościł się portugalczyk.
- Nasza kochana Vann na pewno się nie gniewa. - rzekł z przekonaniem hiszpański obrońca
- Zobacz tylko co ci kupiliśmy - chwalił się francuz wyciągając z trzech pierwszych napotkanych papierowych torebek sexowną bieliznę przymierzając ją do swojego ciała. Jęknęłam cicho z rozpaczy na samą myśl że zamiast czegoś sensownego do ubrania wykupili pół sklepu z bielizną dla kobiet.
- Dobra Karim daruj sobie to demonstrowanie. - pacnął go w głowę Ronaldo
- Mówiłem wam że macie kupić jej coś do ubrania! - zezłościł się po chwili przekopując kolejne tajemnicze pudełka.
- Proszę mam nadzieje że trafiliśmy w twój gust - rzekł Sergio kładąc mi pięć dużych toreb na łóżku.
- Dobra a teraz możecie spadać. - zakomunikował Ronaldo wypychając ich za drzwi.
- Ale ty gościnny - skwitowałam
- Powinnaś odświeżyć się i przebrać. Gdybym ich nie wygnał siedzieli by tu do późnego wieczora. Jak coś to jestem na dole.  - tłumaczył po czym wyszedł z pokoju zamykając za sobą drzwi. Być może miał rację. Potrzebowałam wyciszenia i odpoczynku a z tymi dwoma osobnikami było by to dość trudne zwłaszcza gdyby zaczęli wypytywać o wczorajszy wieczór. Po chwile namysłu zebrałam się do oglądania rzeczy kupionych przez chłopaków. Tak jak przypuszczałam zawartość torebek okazała się dość wyzywająca pomijając erotyczną bieliznę. Nie miałam wyjścia wygrzebałam coś co w miarę uznałam za sensowne. Szczyt marzeń to nie był ale można było to ubrać. W tej starcie znalazłam także kilka kosmetyków przeznaczonych do pielęgnacji ciała a nawet tusz do rzęs i puder. Kto by pomyślał że wpadną na taki pomysł by kupić mi kilka specyfików bez których większość kobiet nie wyobraża sobie dnia.  Jeju to tampony? - prychłam śmiechem trzymając w ręku kolorowe pudełko z napisem tampax. Wow nawet z aplikatorem. Ahh ten Ramos i Benzema jak zawsze mnie zaskakują. Rozbawiona tą sytuacją skąd u nich taki pomysł by kupić akurat mi to pobiegłam do łazienki się wykąpać. Wzięłam szybki prysznic i ubrałam się w krótką zwiewną sukienkę . Przeglądając się w lustrze dopiero teraz  zauważyłam jak okropnie wyglądam.Zasyczałam z bólu gdy dotknęłam opuszkami palców mojej napuchniętej wargi. Czułam się monstrum z tymi rozciętymi ustami . Zrobiłam dobrą minę do złej gry. Niby mówią do wesela się zagoi. Przypudrowałam trochę ślad po oprawcy, odgoniłam złe myśli od siebie i pobiegłam na dół  w poszukiwaniu mojego wybawcy. Nigdzie go nie było. Czyżby gdzieś pojechał? Zostawił mnie samą w jego królestwie? Postanowiłam sprawdzić czy jest gdzieś na zewnątrz. Niepewnym krokiem uchyliłam drzwi na taras. Chłopak z kimś rozmawiał. Dokładnie nie wiem bo słyszałam tylko jego portugalski akcent gdzieś w oddali. Postanowiłam to sprawdzić. Skradałam się jak złodziej pośród drzewek i krzaków porastających wspaniały ogród . Gdy byłam dostatecznie blisko zauważyłam samego Cr7 nerwowo chodzącego koło krawędzi basenu. Nie było z nim nikogo. Co on gada sam ze sobą? Może ma rozdwojenie jaźni?  Dopiero po chwili zajarzyłam że rozmawia z kimś przez telefon. Ciekawość wygrała nad dobrymi manierami i postanowiłam podsłuchać co go tak poruszyło. Szpiegostwo to mi dosłownie nie wychodzi. Usłyszałam tylko kilka zdań wyrwanych z kontekstu. Mniej więcej  chodziło o jakieś dziecko z którym miał się dzisiaj zobaczyć. A jak to jego dziecko?! Boże idzie w tą stronę. Co mam robić?!  Rozpędziłam się i wpadłam dosłownie w jego objęcia. No tak bo co ja mogłam innego wymyślić? No tak głupota nie boli.
- Ej mała jak chciałaś się przytulić wystarczyło poprosić a nie wpadać podstępem na mnie - nalewał się ze mnie portugalczyk.
- Biegłam i cię nie zauważyłam - rzekłam tłumacząc się bez namysłu.
- Tiaa jakąś minutę temu widziałem cię kucającą za krzakiem- wybuchł śmiechem a ja zrobiłam się czerwona ze wstydu.

- Powiedzmy że wybaczam Ci twoją ciekawość - wyszczerzył kły i dał mi lekkiego kuksańca w bark
- Ej no kobiet się nie bije - zaprotestowałam udając obrażoną
- A ładnie tak podsłuchiwać? - zapytał podnosząc zabawnie brwi
- A ładnie tak nie odwiedzać swojego dziecka? - palnęłam
- Jakiego dziecka? O czym ty mówisz? -mówił tłumiąc w sobie śmiech
- Tego co miałeś dziś odwiedzić - jąkałam się
- Oj mała. Jak już nadsłuchujesz czyjeś rozmowy to słuchaj je od początku do końca. Miałem dziś jechać odwiedzić chore dzieci w szpitalu...
- I co nie pojedziesz do nich ze względu na mnie? - spytałam zaskoczona. 
- Przecież obiecałem że Cię samą nie zostawię - przypomniał a mi zrobiło się strasznie głupio.
- Ale tak nie można Cris. Te dzieci na pewno są chore i im też od dawna obiecano że Cię zobaczą. Nie będę odbierała im marzeń. Jedz i mną się nie przejmuj -  powiedziałam stanowczo i odwróciłam się na pięcie. Piłkarz złapał mnie za rękę i obrócił w swoim kierunku bym spojrzała mu w twarz. Kiedy pierwszy raz spojrzałam mu w oczy już w tedy wiedziałam że będzie on moim problemem. Był i to wielkim  z którym nie potrafiłam się uporać. Co bym nie robiła on i tak powracał. Nie mogłam się od niego uwolnić. Jego spojrzenie powodowało że traciłam nad sobą kontrolę. Na moje szczęście on sam przerwał tą niebezpieczną ciszę która panowała między nami.
- Ehm. Dobra pojadę do tych dzieciaków pod jednym warunkiem
- Jakim? - zapytałam niepewnie
- Pojedziesz ze mną. -rzekł
- Ja? To nie jest najlepszy pomysł. Z tymi wargami mogła bym tylko kogoś wystraszyć - wykręcałam się
- Przestań głuptasie wyglądasz pięknie jak zawsze  - walnął smajla 
- Tiaa nie pocieszaj mnie w taki sposób - powiedziałam  nieśmiało.
- Nie mogę zostawić Cię sama. Jak tak upierasz się by zostać to załatwię ci opiekunkę. Fabio na pewno  zgodzi ci się potowarzyszyć pod moją nieobecność - stwierdził ze śmiechem
- O nie. To ja już wolę postraszyć dzieci w szpitalu swoim wizerunkiem - zaśmiałam się.
- Nie będzie tak źle. - pocieszał mnie.
- Musimy się pospieszyć. Idę się przebrać zaraz będę - dodał po chwili
- Zabiorę tylko swoją torebkę - odezwałam się i pobiegłam w kierunku domu. Po chwili siedziałam już w samochodzie gwiazdora madrytu.  Dojazd do szpitala zajął nam dosłownie godzinę gdyż trafiliśmy na korki. Zwykle w godzinach popołudniowych na ulicach Madrytu robi się tłoczno. Byłam zdenerwowana faktem jak przyjmą mnie dzieciaki. Bałam się że mogę ich przestraszyć. Stwierdziłam że będzie lepiej jak wejdziemy osobno. Piłkarz początkowo nie rozumiał mojej decyzji ale ponaglany przez dyrektora ośrodka odpuścił. Stałam oparta o ścianę zastanawiając się czy to dobry pomysł. Znowu zasiała się we mnie wątpliwość. Przed wejściem zobaczyłam parę dziennikarzy wchodzących do budynku. Nie poznali mnie bo się spieszyli. Ich widok spowodował zwątpienie w to  by dziś potowarzyszyć Crisowi w oględzinach u dzieciaków. Już miałam stamtąd wiać ale zaczepił mnie jakiś chłopiec. Wyglądał na około 12 lat. Miał podkrążone oczy i wyglądał na bardzo zmęczonego. W ręku trzymał torbę.
- Ukrywa się Pani przed kimś? - zapytał dociekliwie
- Nie. Skąd ten pomysł? skłamałam
- Pani jest sławna- powiedział bardzo głośno
- Ciii. Po pierwsze nie mów do mnie Pani. Po prostu jestem Vannesa.  Być może się przed kimś ukrywam ale proszę zachowaj to dla siebie. - powiedziałam do chłopca ze spokojem.
- Chowasz się przed dziennikarzami czy Cristiano Ronaldo? - szepnął a ja się zmieszałam.
- Szkoda że nie będę miał okazji go zobaczyć jak inne dzieciaki . Jest moim idolem.- dodał ze smutkiem w oczach.
- Dlaczego tak uważasz? - zapytałam.
- Przenoszą mnie do innego szpitala. Kazali mi się spakować za chwilę zawiozą mnie w inne miejsce.  - odpowiedział ze łzami w oczach.
- Jak masz na imię? - spytałam
- Matin - odpowiedział
- Słuchaj Martin. Jak pożyczysz mi bluzę postaram się zdobyć dla ciebie autograf od słynnego Pana Ronaldo - uśmiechnęłam się szeroko do niego. Chłopak bez namysłu zdjął bluzę i podał ją mi.


- Oddam Ci ją na pewno. Musze mieć mały  kamuflaż - tłumaczyłam
- Ale jak ją oddasz? Kiedy? -dopytywał
- Martin chodź tu. Mówiłam ci że masz czekać koło samochodu - wydarła się z oddali jakaś pielęgniarka.
- Nie martw się znajdę Cię. Znaczy się odwiedzę. Uciekaj już bo zaraz te wredne babsko wciągnie cię siła do auta. - ponaglałam go wesoło.
- Mam nadzieje że dotrzymasz słowa. Pa - rzucił na pożegnanie i pobiegł w kierunku pracownicy szpitala. Ubrałam bluzę z kapturem i w pośpiechu ruszyłam w kierunku drzwi wejściowych szpitala. Chciałam pozostać niezauważona jako osoba publiczna. Kaptur dosłownie zasłaniał mi pół twarzy z czego byłam bardzo zadowolona. Udałam się na piętro skąd było słychać głośne oklaski. Wiedziałam że tam powinien być Ronaldo. Nie myliłam się. W oddali spoglądałam jak fotoreporterzy robią mu zdjęcia jak wręcza piłkę małej chorej dziewczynce. Po chwili poprosił małą o buziaka.  Ten widok mnie rozkleił. Nigdy nie przypuszczałam że Cris ma takie dobre serce. Tyle było w nim serdeczności dla obcego dziecka.
Stałam tak oparta o ścianę wpatrując się ten cudowny obraz z daleka. Tak naprawdę nie wiedziałam jaki jest ...




Ronaldo:

Byłem szczęśliwy że mój widok sprawiał ogromną radość chorym dzieciakom. Szkoda że nie było przy mnie Vann. Prawdopodobnie przestraszyła się dziennikarzy i nie weszła do środka. Rozdałem parę autografów i prezentów i udałem się w poszukiwaniu dziewczyny. Trochę było mi głupio że zostawiłem ją sama. Nie mogłem ją nigdzie znaleźć a te hieny z brukowców śledziły mnie na każdym kroku. Pożegnałem się z dyrektorem szpitala i udawałem się do mojego samochodu rozglądając się przy tym. Niedaleko bramy wyjazdowej zauważyłem mała postać. Była to dziewczyna. Miała na sobie sukienkę a na niej bluzę z kapturem. Nie widziałem jej dokładnie. Kaptur zasłaniał jej pół twarzy. Gdy podjechałem bliżej autem wydawało mi się że kiwnęła do mnie porozumiewawczo. Kurczę to chyba moja zguba. Boże ale ze mnie palant. Zamrugałem do niej światłami na znak by wskoczyła do auta. Dziewczyna dobrze odczytała moje znaki i wskoczyła szybko do mojego audi. Ruszyłem z piskiem opon by żadna dziennikarzyna nie zrobiła nam zdjęć.
- Uff udało się - odetchnęła z ulgą brunetka
- Niezły kamuflaż. Prawie bym Cię nie poznał.Skąd ty masz tą bluzę? - zapytałem
- Od małego przyjaciela. - uśmiechnęła się pod nosem
- Szkoda że nie mi nie towarzyszyłaś. - zrobiłem smutną minę
- Byłam tuż obok za rogiem - rozpromieniła się
- Nie widziałem Cię - odpowiedziałem zaskoczony
- Wierz mi byłam bliżej niż myślisz. - rzekła tajemniczo. Ta odpowiedz bardzo mnie ucieszyła. W milczeniu przemierzaliśmy drogi Madrytu. Gdy byliśmy na miejscu było już bardzo późno. Okazało się że Jenn z Mesutem czekali na nas od godziny. Zostawiłem ich by sobie pogadały. Z Ozilem zamówiliśmy obiado-kolację a potem postanowiliśmy pograć w FiFę. Po 2 godzinach goście wrócili do swoich domów. Zostaliśmy sami. Vannesa była bardzo zmęczona więc udała się do mojej sypialni. Chciałem bardzo  iść za nią ale stwierdziłem że jakby chciała bym spał z nią w jednym pokoju to by mnie o to poprosiła. Pogrążony myślami  udałem się na spoczynek do sypialni obok. Chciałem być dostatecznie blisko niej  ....

Hey dziewczyny. Udało mi się wyrobić jak obiecałam w komentarzu chociaż to nie było wcale takie łatwe. Wysoka porażka Realu Madryt dobiła mnie kompletnie i myślałam że napisanie odcinka będzie nie możliwe. Wiara jednak w ten zespół podniosła mnie na duchu i udało się ;) Mam nadzieje że niektórym z Was ten odcinek chociaż trochę poprawi humory po wczorajszym koszmarze. Następny jak najdzie mnie wena i czas na to pozwoli :) Wiadomo że teraz zbliża się majówka i w tym czasie nic się tu nie pojawi :) Każdy gdzieś wybywa na ten czas i tak będzie ze mną ;) Chciała bym podziękować wam że do mnie zaglądacie i cierpliwie ciekacie na kolejne odcinki. Dzięki wam liczba odwiedzin niedawno przekroczyła ponad 20 tys. Jesteście wielkie! Pamiętajcie wiara czyni cuda niech tak będzie we wtorek! Hala Madrid xD Buziaki ;*

czwartek, 4 kwietnia 2013

20. Niebezpieczny Romeo

Ronaldo:

Od kilu dni chodzę rozbity. Wolę zatracać się w treningach i udoskonaleniu mojej formy niż podjąć się próby zbliżenia się do Vannesy. Odganiając myśli i tym razem skupiłem się na tym w czym jestem najlepszy. Natomiast  wesoła gromadka pozostałych piłkarzy na treningu jak zawsze robiła wszystko byle tylko nie ciężko pracować. Przepychanki były u nich na porządku  codziennym ale tym razem były nieco akrobatyczne. Pomysłodawcą był oczywiście nasz drużynowy komik Marcelo a w głupich pomysłach towarzyszył mu Pepe. Jego ofiarą tym razem padł Arbeloa. Biedaczek popchnięty przez szalonego brazylijczyka wpadł na przeszkodę czyt. Lime i bezradnie runął na ziemie. 



Kiedyś sam poddawałem się takim zabawom a ich pomysły śmieszyły mnie do łez. Niestety dziś nie miałem humoru na tego typu zabawy. Zresztą miałem tak od kilku dni. 
- Ej a ty co taki poważny? -wbił mi łokcia w żebra Pepita
- Daj mu spokój on przeżywa kres swojej egzystencji - oznajmił Fabio
- Wow skąd ty znasz takie słownictwo? - zakpił Ramos
- Jestem oczytany nie to co ty ! - wytknął mu język portugalczyk
- Chyba w świerszczyki dla dzieci - wybuchł śmiechem Kaka a ten naburmuszył się jak dziecko.
- Słyszałem od Jenn że Vannesa ma tajemniczego wielbiciela. Ronaldo wiesz coś na ten temat? - zmienił nagle temat Ozil
- A skąd ja mam to wiedzieć?! Nie siedzę jej pod wycieraczką ! - zezłościłem się 
- Myślałem że ty wpadłeś na pomysł by bombardować ja liścikami i podarunkami - tłumaczył się turek
- No nie gadaj że nasza gwiazdunia ma kolejnego rywala - zaakcentował przesłodkim głosem Marcelo a pozostali wybuchli śmiechem.
- Mnie nazywasz gwiazdunią?! - zagrzmiałem mu nad uchem a ten uciekł chowając się za Pepe.
- Jak to mówią gdzie dwóch się bije to trzeci korzysta - westchnął tajemniczo Casillas
- Jaki trzeci? Myślałem że to David albo Ronaldo zabawia się w tajemniczego Romea - wyraził swoje zdanie 
- Mówiłem wam że to nie ja ! - zakomunikowałem nerwowo
- Villa też nie. Chyba nie bawił by się w podchody skoro się z nią często spotyka? - rozmyślał głośno Mesut
- Widzę że jesteś dobrze poinformowany. - skwitowałem przeszywając wzrokiem kolegę
- Jak siedzi wiecznie u swojej dziewczyny to wie kto odwiedza jej współlokatorkę. To logiczne. - tłumaczył Khedira
- Dobrze wiedzieć - mruknąłem pod nosem zły
- Wyczuwam unoszącą się nutę zazdrości - oznajmił wesoło Benzema
- Nie dołujcie chłopaka bo znowu będzie zalewał się w trupa - wygłosił swoje racje Viera
- Dałem już sobie z nią spokój! - syknąłem przez zęby i odbiegłem na bok kopiąc z całej siły pierwszą napotkaną przeze mnie piłkę.... 


Tymczasem u pozostałych piłkarzy:

- Tia jasne już wierzę że dał sobie spokój z tą małą - zakpił Ricardo
- Widać na odległość że kipi się ze złości na samą wzmiankę o Villi - podsumował Karim
- Zapewnie nie jest mu obojętna - rzekł poważnie Marcelo
- No i w dodatku przykleił się do niej David. Szczerze go nie trawię. - odezwał się turek
- Na serio ich znajomość aż tak się rozwinęła? - zapytał Ramos
- Sypia u niej? - ciekawił się Benzema
- Chyba nie sypia. Nic mi o tym nie wiadomo. Wiem tylko że spotykają się 2-3 razy w tygodniu. - tłumaczył brunet
- A to numer. Nie podoba mi się ten kandydat. Trzeba go spławić. Vannesa nie może skończyć z jakimś dupkiem z Barcy. - gorączkował się Fabio
- Szkoda mi Crisa wydaje mi się że w niej się zakochał - szepnął cicho lokowaty brazylijczyk
- Też mam takie odczucia. Czuję że ona też do niego coś ma. - poparł go jego rodak
- A co z Irną? mówił że ją kocha i chce zakładać z nią rodzinę. Może Vann to chwilowa odskocznia? - głowił się Mort
- Którz go wie. On pewnie sam się w tym gubi. - skomentował francuski napastnik
- A może uda nam się ich jakoś zeswatać? - rzucił pomysł Pepe
- Tylko jak? - pytali jeden przez drugiego
- Tylko bez żadnych porwań i okupów panowie - zagroził kapitan drużyny
- A już w głowie obmyślałem plan porwania Villi haha - brechtał się Viera
- Zrobię imprezkę  i zaproszę Crisa i Vann. Może się jakoś na niej pogodzą - zaproponował Lima
- Nie przejdzie. Ona na nią nie przyjdzie - oznajmił swoje zdanie Mesut
- Zostawcie swatanie im samym. Jak los chce to sami się pogodzą - stwierdził Morata
- Ale czasem trzeba trochę pomóc losowi... - dumał głośno mały brazylijczyk ..........

Vannesa:

Nigdy nie myślałam że moja kariera tak się rozwinie po jednej głupiej sesji dla jakiegoś szmatławca. Piszą o mnie w przeróżnych czasopismach a fanów na moim fan page gwałtownie przybyło. W dodatku ten tajemniczy wielbiciel który przesyła mi różne prezenty. Totalnie zgłupiałam kto może nim być. Od kilku dni systematycznie spotykam się z Davidem ale nie sadzę żeby miedzy nami coś było prócz przyjaźni. Jest wspaniałym facetem ale niestety po kilku spotkaniach uważam że prócz ładnej buźki nic a nic mnie w nim nie interesuje. Ta cała początkowa fascynacja jego osoba gdzieś minęła. Nawet nie wiem w jakim momencie. Chociaż ostatnio dałam mu jasno do zrozumienia że traktuje nasze spotkania czysto koleżeńsko wydaje mi się że on oczekuje ode mnie czegoś innego. Widzę to w jego oczach jak na mnie patrzy. Pogrążona w myślach nawet nie zauważyłam że do salonu wszedł Mesut. 
- Hey piękna. Dzwoniłem ale nikt nie otwierał więc wszedłem do środka. Chyba nie jesteś o to zła- rzucił na przywitanie. Faktycznie musiałam nie słyszeć dzwonka gdyż miałam głośno nastawioną muzykę. Widzę że nasz turecki kolega już się czuje jak u siebie.
- Spoczko nie jestem zła. Jenn się kąpie możesz jej iść umyć plecy - zarechotałam 
- Dwa razy mi nie mów - wyszczerzył się do mnie i już kierował się do drzwi łazienki gdy nagle przypomniał sobie o jakimś istotnym fakcie który pominął i odwrócił się gwałtownie w moim kierunku.
- Sorki ale zapomniałem ci tego przekazać. Pod twoimi drzwiami stał wściekły posłaniec z paczką chyba też się dobijał do drzwi - zaśmiał się i podał mi tajemnicze ładnie zapakowane pudełeczko
- Od kogo to? - zapytałam zdezorientowana 
- Mnie się pytasz? Skąd ja mam to wiedzieć ? Sprawdź może jest jakiś liścik - wywrócił oczami. Otworzyłam pokrywkę i ujrzałam prześliczny wisiorek i malutką karteczkę. Westchnęłam głęboko i zabrałam się do analizy liściku. Nie wspomnę że nade mną stał wścibski madrysta. Z zaciekawieniem czytałam każde słowa zawarte w małym świstku. " Chciałbym byś założyła go na dzisiejsze spotkanie w parku El Viso dziś o godz.20. Proszę przyjdź nie każ mojemu sercu cierpieć nie widząc twojego widoku - Tajemniczy Wielbiciel".
- Ehm chyba nie zamierzasz się z nim spotkać? - wyrwał mnie głos piłkarza z myśli
- A czemu nie? Rozważę to - oznajmiłam
- Przestań może to jakiś zboczeniec - odganiał mnie od tego zamiaru. Teraz już wiedziałam na 100% że na pewno Ronaldo nie kryje się pod tymi tajemniczymi podarunkami. 
- To jakiś romantyczny i delikatny mężczyzna. Nie każdy umie tak pięknie dobierać słowa - rozmarzyłam się
- Jak chcesz. Tylko jakby co to ostrzegałem. Idę do mojej Jenn - rzucił złośliwie i zniknął mi szybko z horyzontu. Długo myślałam nad tym czy udać się na spotkanie z tajemniczym gościem. Ciekawość wygrywała jednak nad dobrymi radami Mesuta. Postanowiłam pójść na spotkanie i poznać tą osobę która wydawała się dość idealna by móc być prawdziwa. Jak to mówią do odważnych świat należy. Ubrałam się bardzo kobieco a za razem na  luzie i udałam się w stronę pobliskiego parku znajdującego się niedaleko mojego mieszkania.

Było ciemno i chłodno. Dobrze że zabrałam ze sobą dżinsową katanę.Na miejscu nie było nikogo. Mało kto przychodzi tu o tej godzinie. Widocznie mój poeta jeszcze tu nie dotarł wiec postanowiłam poczekać na niego na pobliskiej ławce. Siedząc rozmyślałam nad tym jak może wyglądać gdy nagle usłyszałam czyjś oddech i dotyk ręki na mojej nodze. Ze strachu serce skoczyło mi do gardła. Spojrzałam na napastnika. Trudno było mi dokładnie go zidentyfikować. Miał kaptur na głowie i nie widać było dokładnie jego twarzy. W panującej ciszy było słychać jego głośne sapanie. 
- Czekałem na Ciebie - rzekł podniecony kładąc z powrotem rękę na moje nogi wędrując po nich
- Chyba się pomyliłeś. Odwal się zboczeńcu! Czekam na kogo innego - krzyknęłam ze złością mu w twarz i  zaczęłam uciekać. Napastnik niestety dogonił mnie i przewalił na trawę. Złapał mnie za nadgarstki wtedy ujrzałam jego pryszczatą twarz w świetle księżyca. Wyrywałam mu się kopiąc go i wzywając pomocy niestety nieskutecznie.
- Sama chciałaś się ze mną zobaczyć ty porno gwiazdeczko! Wszystkie jesteście takie same kusicie i czekacie na dziadka z wypchanym portfelem. Nie patrzycie na uczucia innych! Kolejna ze mnie nie zadrwi! Musisz zapłacić za wszystko co dla ciebie zrobiłem! - krzyczał obezwładniając mnie
- Człowieku o czym ty mówisz? - grałam na zwłokę. Zorientowałam się że wpadłam w pułapkę jakiegoś zboczeńca. Chciałam uśpić jego obecność i wydostać się z jego objęć. To jednie przyszło mi do głowy. 
- Wszystkie swoje oszczędności wydałem na prezenty dla Ciebie ty głupia dziwko! Nie ma nic za darmo musisz zapłacić za to swoim ciałem które tak pożądam! Będziesz moja tylko moja! - mówił dobitnie mi nad uchem wywołując we mnie paniczny strach. Serce biło mi jak oszalałe. Nie dałam mu rady przygwoździł mnie do siebie zdzierając biały top. Zostałam na samym staniku. Krzyczałam z rozpaczy by ktoś mi pomógł. Wszystko bezskutecznie prócz jego podnieconego oddechu nie słychać było żywej duszy. Udało mi się oswobodzić nogę i kopnęłam go. Prześladowca bez namysłu strzelił mi pięścią w twarz. Zamroczyło mnie poczułam jak z ust ciulkiem sączyła  mi się krew. Nie dawał za wygraną ściągnął mi spodenki jednym ruchem zostawiając mnie na samej bieliźnie. Darłam się resztkami sił by mnie zostawił on nie odezwał się słowem łapczywie dotykał mój biust i twarzą niebezpiecznie przychylał się do dołu. To był koszmar zamknęłam oczy z rozpaczy nie chcąc patrzyć na to co mi robi. Nagle usłyszałam szybki tupot stup,wielki huk i znajomy mi głos.
- Zabije Cię ścierwo !  - darł się mój wybawca. Otworzyłam oczy i zobaczyłam go to był Ronaldo. Wciekły kopał masywnego napastnika a ten zwijał się z bólu. Nigdy nie widziałam go tak agresywnego. Czułam się obolała ale zapłakana resztami sił podniosłam się do pozycji siedzącej . Cr7 chyba to zauważył do nagle podleciał w moim kierunku zostawiając skopanego mężczyznę. Ten reszkami sił zwiał z miejsca zdarzenia......

Ronaldo:

Napastnik zwiał. Nie wiedziałem czy mam rzucić się za nim w pościg czy zostać przy Vannesie. Patrzyła na mnie błagalnym zapłakanym wzrokiem kuląc się w kłębek. Była w samiuteńkiej bieliźnie a z kącika ust spływała krew którą szybko wytarła  jednym przeciągnięciem ręki. Mesut miał dobre przeczucia i podzielił się nimi ze mną. Wiedział jak bardzo mi na niej zależy i że nie pozwolę by stała się jej krzywda. Do ostatniej chwili wahałem się czy tu przyjść. Bałem się że jednak mój kolega się myli i  zobaczę ją w objęciach innego lepszego ode mnie. Gdybym dłużej zwlekał została by zgwałcona. Czułem się winny że nie zjawiłem się w porę oszczędzając jej przy tym tego koszmaru. Pochyliłem się nad nią.  Moje serce krajało się na widok jej łez i siniaków. Dziewczyna rzuciła mi się w ramiona i mocno przytuliła jakby bała się że ją opuszczę. Odwzajemniłem uścisk. Chciałem by czuła się ze mną bezpiecznie.
- Proszę nie zostawiaj mnie samą - dukała zachłystując się łzami
- Nigdy Cię już nie zostawię - zapewniałem smutnym stroskanym głosem tuląc ją do siebie. Chciałem by ta chwila trwała wieczność. 
- Zabiorę Cię do domu - szepnąłem po chwili ciszy którą musiałem niestety przerwać z obawy że ktoś zobaczy Vann w takim stanie. 
- Nie chce tam wracać. Boję się - rzekła ściskając ręką moją kurtkę.
- W takim razie zabiorę Cię do Siebie. Nie możemy tu zostać. Muszę cię opatrzyć - tłumaczyłem spokojnym głosem. Dziewczyna nie odezwała się tylko wtuliła głowę w moją klatkę piersiową. Zdjąłem kurtkę i okryłem jej ciało. Po chwili wziąłem ją delikatnie na ręce i w pośpiechu nie zauważony zaniosłem ją do swojego auta zostawionego niedaleko parku. Szybko ale bezpiecznie jechałem ulicami Madrytu. Brunetka smutnym wzrokiem wpatrywała się w krajobraz za oknem. Ciche łkanie informowało mnie o tym że te zdarzenia będą  wracać do niej jak bumerang gdy znajdzie się z jakimś mężczyzną sam na sam. Gdy byliśmy na miejscu bez słowa  zaniosłem ją do mojego pokoju i położyłem na łóżku okrywając ją przy tym kołdrą. 
- Zaraz wracam.Pójdę po lód i opatrunek  - poinformowałem spoglądając na jej krwawiącą wargę. 
- Proszę nie zostawiaj mnie samej - rzekła błagalnym głosem. Przytuliłem ją mocno do siebie by poczuła dostatecznie moją bliskość. 
- Obiecałem że nigdy cię nie zostawię i dotrzymam danego słowa. Nie bój się nie pozwolę by ktoś Ciebie  skrzywdził. - uspakajałem ją
- Mam chyba w szufladzie jakiś opatrunek - dodałem po chwili odrywając się delikatnie od niej udałem się w poszukiwania. Przekopując szafkę na dnie znalazłem chusteczkę dezynfekująca rany i malutki opatrunek. 
- Pokaż zaraz to opatrzę - szepnąłem znajdując się blisko jej twarzy. Ostrożnie przyłożyłem chusteczkę do ust  a dziewczyna cicho zasyczała.
- Przepraszam pownienem być bardziej delikatny - tłumaczyłem
- Nic nie szkodzi. - zapewniała.Oczyściłem ranę i zakleiłem ją plastrem. Spoglądałem głęboko w jej zaszklone oczy głaszcząc jej policzek. Po chwili po nim spłynęła łza którą szybko wytarłem.
- Przepraszam za wszystko że nie zjawiłem się szybciej. Być może bym oszczędził ci tyle łez i smutku. - dukałem bez namysłu
- Nie przepraszaj. To nie twoja wina. - powiedziała przez łzy i wtuliła się głową w moją klatkę. Zapanowała cisza. Kompletnie nie wiedziałem jak mam ją pocieszyć. Bezradnie czekałam aż się uspokoi i zaśnie głaszcząc jej piękne długie włosy....




Hey sorki że tak długo ale jak sami wiecie każdy ma trochę obowiązków przed świętami i w trakcie. Szczerze nie wiedziałam że w jeden wolny  dzień uda mi się napisać odcinek. Wasze komentarze i zainteresowanie moim blogiem podsycają mnie do tworzenia kolejnych odcinków. Dziękuję za każde miłe słowo które publikujecie w komentarzach. Nowy odcinek postaram się dodać szybciej niż ostatnio. Mam nadzieje ze znajdę więcej wolnego czasu ;) Standardowo początek mi się nie podoba. Jak widać jest to moja słabą stroną he. Pozdrawiam  wszystkie wierne czytelniczki ;* buźka 

środa, 20 marca 2013

19. Kogo afro man chowa pod stołem

Ronaldo:

Wybiegłem za nią lecz nie zdarzyłem jej w porę zatrzymać. Waliłem w szybę odjeżdżającej taksówki jednak ona się nie zatrzymała. Ona sama nawet nie zareagowała na moje krzyki nie spojrzała w moją stronę. Pewnie   nie zwróciła by uwagi nawet gdybym rzucił się pod koła taksówki. Bezsilnie śledziłem wzrokiem jak auto ginie z pola mojego widzenia. Byłem ogromnie wkurzony na siebie. W bezradności  skopałem Bogu winny napotkany obok śmietnik wyrzucając całą jego zawartość. Czułem się fatalnie. Zdałem sobie sprawę jak bardzo mi na niej zależy. To co mi pozostało teraz to  tylko zapić swoje smutki to jedynie przyszło mi do głowy. Wiedziałem że jestem na spalonej pozycji i nic już dla mnie nie miało sensu. Udałem się do pobliskiego baru by zapomnieć o wszystkim co mnie spotkało tego wieczoru.....

Vannesa: 

- Nienawidzę go! Co za kretyn jak on mógł grzebać w moim telefonie! Nie będzie mi pajac życia układać! Kim on jest do cholery? - darłam się rzucając wszystkimi napotkanymi rzeczami na łóżku. Oczy podchodziły mi łzami. Myślałam że zaraz  wybuchnę i zacznę płakać jak dziecko. Jednak po moim policzku popłynęła tylko jedna gorzka łza która szybko wytarłam. Nie będę smuciła się  przez osobę która nie jest tego warta. Postanowiłam zamknąć dział życia z tym osobnikiem który podle mnie oszukał. Zaufałam mu naprawdę zaczęłam wierzyć że jest dobrym człowiekiem a tu okazał się podłym wrednym dupkiem. Niech sobie nie myśli że będę jego szmacianą laleczką którą będzie sterował. O nie będę spotykała się z kim chce i kiedy chce.Ja mu jeszcze pokaże .......

2 dni później:

- Czy to dobry pomysł ? -spytał niepewny francuz nalewają lodowatą wodę do wiadra. 
- Jasne że dobry. Nie marudź trzeba doprowadzić tego faceta do porządku! - pouczał Marcelo
- Lej lej nie żałuj!- ponaglał Kaka
- On nas zabije! - dramatyzował Fabio obgryzując przy tym paznokcie.
- Widziałeś w jakim stanie jest! Nawet na treningi nie chodzi zasłaniając się niby grypą a tak naprawdę leży zalany w trupa! - zbulwersował się Pepe.
- Co te kobiety robią z człowiekiem. - stwierdził Ramos kiwając przecząco głową nad łóżkiem Cr7. 
- Radzę się odsunąć - wyszczerzył się szyderczo mały brazylijczyk po czym wylał zawartość ogromnego wiadra nad głową śpiącego kolegi z drużyny.  Na jego reakcje nie trzeba było długo czekać. Wystartował z łóżka szybciej niczym struś wrzeszcząc jakby został oparzony. Biedactwo trząsł się jak galaretka szczękając przy tym zębami. Jego przyjaciele śmiali się z zaistniałej sytuacji.
- Was porypało do reszty! Co wy odpierdalacie? - wydarł się resztkami sił gdy zorientował się ze kumple zrobili mu niezłego psikusa. 
- A nie mówiłem szok termiczny doprowadzi go do porządku! - nalewał się Viera.
- Wy jesteście jacyś nienormalni! Chcieliście mnie zabić! - lamentował trzęsąc się z zimna.
- Masz ręcznik panienko z mokra głową. Nic Ci nie będzie. - nabijał się Ricardo podając mu kolorowy materiał ten szybko wyrwał mu go z rąk następnie opatulał się w niego po same uszy.
- Teraz naprawdę będę chory! - podniósł głos portugalczyk wycierając swoje przemoczone do suchej nitki włosy.
- Bynajmniej teraz będziesz miał powód nie przychodzić na ćwiczenia - prychnął Morata odgryzając się.
- Przesadziliście! Nie było mnie raptem 2 dni a wy już dramatyzujecie. Nie martwcie będę dysponowany na mecz z Espanyolem  - fuknął pod nosem największy gwiazdor Realu Madryt ubierając się w suche ciuchy.
- Ron nie o to chodzi. Martwiliśmy się o Ciebie. Jesteś naszym kumplem nie odbierałeś telefonów a Fabio lamentował bo przyśniło mu się że skaczesz z mostu - tłumaczył się Kaka
- Naprawdę wierzycie że jestem takim desperantem by rzucać się z mostu? zakpił wywracając oczami. Nastała głucha cisza w której każdy wymieniał niezrozumiane dla niego spojrzenia których nie mógł odczytać.
- Sorki ale nie zamierzam kończyć ze sobą z powodu jednej baby! -dodał  gniewnie
- Ale jakiej pięknej - rozmarzył się Coentrao za co dostał z łokcia od Benzemy w bok.
- Weź się w garść chłopie. Sprostuj to co zrobiłeś i przestań się użalać nad sobą! Jutro widzimy Cię na treningu radzę przyjść! - zagroził Marcelo po czym kiwnięciem ręki zasugerował innym że mają wyjść. Cała gromada posłusznie opuściła dom zostawiając zdezorientowanego Cr7 samego dając mu wiele do myślenia. Młody mężczyzna zdał sobie sprawę że musi się zebrać do kupy i żyć normalnie tak jak kiedyś. Wiedział że nie będzie mu łatwo zapomnieć o pięknej polce na której mu bardzo zależało lecz żywił w sercu mała nadzieje że w końcu uda mu się to wszystko naprawić.....



Vannesa:

Te dwa dni które minęły od tego okropnego wieczoru którego chce wymazać z pamięci były najbardziej zakręcone w moim żywocie. Robiłam coś na przekór sobie w celu rozzłoszczenia Ronaldo. Mianowicie zgodziłam się na sesje w Playboy ale tylko na moich warunkach. O dziwo redaktor czasopisma zgodził się bez żadnego ale i od razu zaprosił mnie na sesję która zaczęliśmy jeszcze tego samego dnia. Ten pośpiech świadczył o tym że chyba chcą koniecznie pokazać mnie w najbliższym numerze który ukazuje się dosłownie na dniach. Zdjęcia były bardzo męczące i trwały dwa dni ale efekt końcowy zadowalał każdego nawet mnie. Wynagrodzenie które otrzymałam było większe niż przypuszczałam. Za tą sumkę nie musiałam przyjmować zleceń na najbliższy rok a nawet dłużej i żyć na wysokiej stopie nie odmawiając sobie niczego. David dzwonił i pisał lecz nie miałam dosłownie czasu się z nim zobaczyć. Obiecałam że zobaczymy się w weekend gdyż każde z nas okazało się że ma wolną sobotę. Dziś piątek a ja zmęczona wracałam do domu z agencji. Po drodze weszłam do mojej ulubionej kawiarni gdzie spotkała mnie miła niespodzianka.
- Hey Vann - krzyknął znajomy głos. Obracałam się w kółko w celu zlokalizowania osobnika i zauważyłam Marcelo wymachującego do mnie energicznie rękoma przy jednym ze stolików. Zrobiłam niepewnie krok w jego stronę upewniając się z kim jest. Przy stole nikogo nie zauważyłam, był sam. Podeszłam szybkim krokiem w jego stronę.
- Hey Marcelo - rzuciłam ze śmiechem odwracając się przy tym czy przypadkiem ktoś z królewskich nie czycha za moimi plecami. Jednak on zachowywał się nieco dziwnie co chwile zerkał pod stół aż w pewnym momencie wetknął pod niego swoją głowę. Co on tam psa szuka czy Ronaldo wpadł na pomysł by schować się przede mną pod stołem? Byłam zdezorientowana.
- Enzo proszę wyjdź spod stołu - prosił utrzymując się w tej samej pozycji. Uff chyba jednak pies.
- Kogo ty pod tym stołem szukasz? - zaśmiałam się
- Przepraszam. - wychylił głowę z pod stołu uśmiechając się szeroko.
- Mój synek jest strasznie wstydliwy i gdy zobaczył jak idziesz w naszą stronę schował się pod stół - tłumaczył rozbawiony tą sytuacją. Chciało mi się śmiać z tego że pomyślałam że to pies. Schyliłam się i podwinęłam obrus by zobaczyć małego potomka Viery. Moim oczom ukazała się żywa kopia madryckiego obrońcy. Małe loczki spadały na jego czółko a w kącikach ust pozostawały resztki lodów i bitej śmietany. Był to słodki widok. Marcelo na siłę wyciągnął go z pod stołu i posadził na kolanach.
- Hey Enzo - rzekłam słodko do malca lecz ten odwrócił twarz w drugą stronę. Jego nieśmiałość była przeurocza.


- Nie bój się to jest Twoja ciocia Vannesa - szepnął  uspokajająco tatuś malca. Walnęłam smaila do młodego podając mu wygrzebanego przed chwilą z kieszeni cukierka. Z obawą wyciągnął po niego rączkę i szybko zabrał upragnioną słodycz. Po chwili mocowania z papierkiem zajadał ze smakiem truskawkowo -śmietankowego cuksa. Rozklejałam się na widok tego małego szkrabka. Enzo był wymarzonym dzieckiem którego w przyszłości bardzo bym chciała mieć.
- Fajnego mam synka co? - zapytał z dumą obrońca widząc w moich oczach zachwyt
- Przesłodkiego - potwierdziłam jego przypuszczenia rozklejając się dalej malcem.
- Nie martw się przyzwyczai się do Ciebie. Na razie jest troszkę onieśmielony twoim widokiem. Robi tak zawsze gdy widzi ładne Panie - nalewał się
- Wiesz co może byś wpadła do mnie w sobotę po meczu robię mała imprezkę? Poznasz moją żonę i junior się do ciebie oswoi - dodał zachęcając. Pomysł był dobry niestety byłam już umówioną z Davidem. Znając tego szalonego afro mena na pewno by sprosił cały Real Madyt w tym Cristiano . Ehh a tego Pana oglądać nie chce. Niestety musiałam odmówić z bólem serca mimo że bardzo chciałam zobaczyć ponownie małego słodziaka.
- Niestety mam spotkanie. Może innym razem - powiedziałam wymijająco. Wiedziałam że nie da mi spokoju bombardując pytaniami  na które nie chciałam odpowiadać więc postanowiłam się ulotnić.
- Muszę lecieć. Obowiązki wzywają - rzekłam wstając z miejsca gdy chciał coś powiedzieć.
- Tak szybko? Nie zdążyłaś wypić kawy. - stwierdził zaskoczony moją naglą ewakuacją.
- Przepraszam ale praca wzywa. Wezmę na wynos. Pa! - rzuciłam w pośpiechu chwytając za kubek z kawą  pocałowałam malca w czółko i wyszłam zostawiając ich samych. Nie tak to miało wyglądać ehhhh. Trochę brzydko się zachowałam ale co ja miałam mu powiedzieć? Sorki Marcelo ale idę na randkę z twoim najgorszym wrogiem z Barcelony ? To idiotyczne. Gryzłam się z myślami napływającymi w moją głowę wracając na pieszo do domu....


Następnego dnia. 

Ronaldo:

Za parę godzin czeka nas kolejny mecz na katalońskiej ziemi. Znajdujemy się w samolocie którym mamy dolecieć na lotnisko w Barcelonie gdzie stamtąd autobusem mam udać się pod stadion Cornella-El Prat. Próbuje odstresować się i wyciszyć muzyką  płynącą ze słuchawek mojego iphona ale przez darcie jakiś oszołomów z przodu nie słyszę nawet własnych myśli a co dopiero słów wykonawców utworów. Postanowiłem zobaczyć co tym razem wymyśliła wesoła kampania i udałem się kilka miejsc dalej.
- Co znowu zobaczyliście czy też dowiedzieliście się że słychać Was aż z końca samolotu? - zapytałem z rozbawieniem.
- Karim z Sergio znowu odstresowują się czasopismami z gołymi panienkami przed meczem - nalewał się Kaka.
- Nic nowego. -  skomentowałem wywracając przy tym oczami i już miałem iść z powrotem na swoje miejsce lecz głos francuza mnie zatrzymał.
- O świeżutkie wydanie Playboya! - zatarł ręce z zachwytu gdy spojrzał na okładkę o mało nie zamarł z wrażenia
- Oooooo ja pierdyle! - wydarł się na cały samolot zwracając na siebie uwagę pozostałych w tym mnie.
- Co ty cyca nie widziałeś? Tak się podniecasz - zarechotał Sergio wyrywając mu gazetę i spoglądając na gazetę poskoczył z miejsca do góry. Bierze ich? Na serio kobiety nie widzieli na okładce ?
- Co z wami ? - dopytywał z tyłu siedzący Fabio gdy zobaczył skrawek okładki przełknął głośno ślinę i wydarł się im nad uszami.
- Toć to Vanneska!
- Co goła Vann na okładce?! - pytał zaskoczony Marcelo
- Ale numer nie wierzę ! - zachwycał Pepe nad głowami chłopaków którzy przeglądali prasę. Ja stałem jak kołek nie wierząc w to co usłyszałem. Podeszłem bliżej i wyrwałem Ramosowi z rąk gazetę gdzie faktycznie zobaczyłem sexowne zdjęcie Vannesy w halce która odsłaniała jej piękne opalone i zgrabne nogi.

Ten widok mnie rozzłościł. Teraz pół świata będzie oglądać ją taką jaką powinienem oglądać tylko ja! Rzuciłem gazetą w hiszpańskiego obrońce i popędziłem zły na swoje miejsce zakładając słuchawki  na uszy . Wpatrywałem się w widok za oknem samolotu i próbowałem wsłuchiwać się w muzykę. Długo  nie mogłem się uspokoić. Po chwili poczułem że ktoś usiadł koło mnie i wyciągnął mi słuchawkę z uszu. Tą osobą był mój przyjaciel Marcelo.
- Co ty robisz? Nie mam humoru na tego typu żarciki! - zaakcentowałem głośno ostanie słowo spoglądając na niego wyczekująco. Miał niezwykle poważna twarz jak nigdy.
- Wybacz. Chciałem pogadać o Vann - rzekł ze spokojem.
- A co tu dużo gadać? Grała świętą przed nami i w wywiadach a teraz pokazała swoją prawdziwą twarz pozując z tyłkiem do tanich brukowców dla zboczeńców! - zagrzmiałem. Dosłownie wyrzuciłem wszystko co mi na sercu leżało.
- Nie przesadzasz przypadkiem? Widziałeś dobrze okładkę i pozostałe zdjęcia? Bo mam wrażenie że oglądałem inną gazetę niż ty! - bronił dziewczynę
- Widziałem ją w skąpej halce prawie z dupskiem na wierzchu! Nie jestem ślepy!
- Prawie robi duża różnicę Ronaldo. Nie pokazała światu swojego gołego ciała jak inne modelki czy znane gwiazdy np. jak twoja dziewczyna Irna - dogryzł mi brazylijczyk. W sumie miał rację ale bałem mu się tego wyznać. Uniosłem się honorem i siedziałem w milczeniu wpatrując się dalej w horyzont.
- A zresztą myślę że ona to tylko zrobiła Ci na złość za to jaki numer odwaliłeś z jej telefonem. - rzekł wstając z fotela i udał się na swoje miejsce. Jego słowa dały mi dużo do myślenia. Zaczynałem wierzyć w tą teorię Viery coraz bardziej....

Vannesa:

W końcu wolny dzień odpoczynku nawet moja współlokatorka dała mi odsapnąć od wszystkich wydarzeń tego tygodnia i udała się sama na mecz Realu. Widocznie wiedziała że jej prośby i groźby nic nie wskórają i poszła sama. Miałam chwile spokoju tylko dla siebie. Na 19 umówiłam się z Davidem w restauracji. Kurcze pachnie m tu randką a miało być to przyjacielskie spotkanie? Z myśli wyrwał mnie dzwonek do drzwi. Kogo do licha niesie o tej godzinie? Szybko pobiegłam otworzyć bo dźwięk domofonu dosłownie wyprowadzał mnie z równowagi. Uchyliłam drzwi za którymi ujrzałam posłańca z ogromnym bukietem róż. Może dla Jenn pomyślałam .
- Dzień dobry. Mam przesyłkę dla Pani Vannesy Davies - powiedział pośpiesznie.
- To dla mnie? Może Pan adresy pomylił? - rzekłam zaskoczona
- Adres się zgadza nazwisko też więc proszę tu podpisać - stwierdził podął mi kwiaty i urządzenie do podpisu elektronicznego. Dałam autograf i już go nie było po nim śladu. Ach ci kurierzy zawsze się śpieszą a chciałam go zapytać od kogo dostałam tak piękne czerwone róże. Bukiet był przeogromny i piękny. Ulokowałam go w salonie wpatrując się w niego z zachwytem. W gąszczu kwiatów zauważyłam mały biały papierek. Czym prędzej rzuciłam się by go przeczytać. Była to mała koperta. Byłam tak rządna odpowiedzi że podarłam cała kopertę zamiast otworzyć ją jak człowiek. Na karteczce zastałam tylko napis "Dla najpiękniejszej - tajemniczy wielbiciel". Kocham zagadki normalnie. Może to Cristiano? Nie nie to napewno nie on. On nie potrafi być romantyczny. A może te kwiaty są od Davida? Chyba by nie wysyłał mi kwitów przed samym spotkaniem? Jakby miał okazję wręczyć mi je osobiście? Wykluczając tych dwóch osobników   totalnie zgłupiałam kto może być nadawcą tego pięknego podarunku.....


Hey dziewczyny. sorki że tak późno dodaje kolejny odcinek ale praca i nauka mi nie umożliwiała pole działania na tym blogu. Osobiście uważam że ten odcinek jest nudny w kolejnym akcja się rozwinie. Jak znajdę czas to napiszę następny. Teraz trudno powiedzieć kiedy będzie. Nie będę więc wam obiecać bo nie lubię łamać obietnic. Cieszę się że o mnie pamiętacie i czekacie cierpliwie na kolejne odcinki moich wypocin. Jesteście kochane :) Ktoś pytał skąd biorę zdjęcia głównej bohaterki. Te fotki tej dziewczyny dostałam od mojej znajomej a nie pytałam jej skąd ona je posiada. Podobno jest bardzo popularna w internecie.  Na koniec daje jej zdjęcie z sesji o której mowa w opowiadaniu :P Przepraszam za wszelkie błędy. Mam nadzieje że w miarę szybko uda mi się dodać następny post. Pozdrawiam wszystkie moje wierne czytelniczki. Buźka ;*

czwartek, 28 lutego 2013

18. Konfrontacja siódemek

2 tygodnie później:

Ronaldo:

Kazała zapomnieć mi o wszystkim jednak ja w myślach wciąż przywołuję nasz pocałunek. Dotyk jej ust odczuwam dosłownie do dziś pomimo że minęło już kilkanaście dni. Mimo to czuję się w jakiś sposób przez nią wykorzystany i okłamany. Najpierw zadaje się z tym piłkarzyną z Barcelony oszukując przy tym wszystkich. Następnie rzuca się na mnie w samochodzie i namiętnie całuje. Potem odpycha i każe o tym zapomnieć. Już sam nie wiem co mam o tym myśleć. Może jestem jej chwilową odskocznią od rzeczywistości? Chichoty kolegów z drużyny sprowadziły mnie na ziemie. Jutro mamy przed sobą mecz z najważniejszym rywalem w lidze a im zbiera się na wygłupy. Higuain rzuca się na Pepe przewracając go na ziemie. Natomiast  Kaka biegnie mu na ratunek odpychając od niego argentyńczyka. Marcelo także przyłącza się do tej przepychanki rzucając w nich siatkę z piłkami.



Mourinho przygląda się tej sytuacji z lekkim rozbawieniem po czym karzę ich dodatkowym okrążeniem wokół boiska. Gdy tylko zdołaliśmy rozgrzać wszystkie mięśnie rozpoczęły się ostre przygotowania do jutrzejszego starcia z Barceloną. Trener nie miał dla nas litości. Wszystko musiało być dopracowane w każdym detalu. Zmęczeni  po ćwiczeniach wróciliśmy do szatni . Przebierając się marzyłem tylko o gorącej kąpieli i łóżku. Jednak zaciekawiony żwawą dyskusją chłopków zaprzestałem w wykonaniu szybkiej ewakuacji do domu. 
- Ej no oddaj mi tą gazetę - rzekł poirytowany Karim wyrywając z rąk Ramosowi kolorową prasę. 
- Wy znowu żywicie się informacjami z plotkarskich pismaków? - pokiwał znacząco głową Marcelo
- Bynajmniej wiemy co się na świecie dzieje - bronił się francuski napastnik kartkując strony jakiegoś brukowca którego zdołał wydrzeć blondasowi. 
- Nowa gorąca sesja Mirany.. to widziałem.. operacja plastyczna Kim też.... - komentował Sergio przeglądając pozostałe wydania 
- Ooo artykuł o naszej Vann - po chwili oznajmił zatrzymując się na jednej ze stronnic. Poderwałem aż się z ławki na dźwięk jej imienia.
- Co tam piszą? - dopytywałem ciekawy tuż nad hiszpańskim obrońcą. Za mną skupiła się spora grupka zadając te same pytanie i wpatrując się w kolorowe czasopismo. Blondyn widząc spore zainteresowanie ociągał się z podaniem nam wyczekiwanych odpowiedzi.
- Ej no gadaj bo zaraz porwę tą gazetę - kłócił się z nim Benzema szarpiąc gazetę. Miałem ochotę pójść w jego ślady. Dosłownie traciłem już cierpliwość.
- Dobra dobra już czytam. - oznajmił triumfalnie. Powiercił się trochę na ławce przybierając odpowiednią  i wygodna pozycję dla siebie po czym zajął się śledzeniem tekstu.
- Z tego co tu piszą to Vann odrzuciła propozycję do Playboya. Jest nawet krótki wywiad z nią w  którym wyjaśnia powód odmowy. - oznajmił zamykając gazetę.
- Tylko tyle? Ale jaki powód ? - pytaliśmy jeden przez drugiego.
- Skończyłem idę do domu. Przypomniało mi się że dziś leci mój ulubiony serial. - zakomunikował wstając z ławki ale chwyciłem go z Pepe i zmusiliśmy do pozostania na miejscu.
- Zacząłeś to skończysz - rzekł wkurzony jego zachowaniem Marcelo.
- Gadaj bo spędzisz tu resztę wieczoru - zagroziłem.
- Żartowałem. Gdyby byście zobaczyli swoje miny- nalewał się .
- Mów bo tracę cierpliwość! - zaryczałem mu nad uchem.
- Dobra już dobra - uśmiechał się pod uchem i szukał owej strony w gazecie.
- O mam! - dodał po chwili ciszy która była dla mnie wiecznością.
- No więc tak Młoda polska modelka i  miss Euro kilkakrotnie odrzuciła oferty znanych czasopism dla mężczyzn. Gigantyczne sumy nie skusiły ją do zawiązania współpracy.... - czytał powoli by każde słowo dotarło do wszystkich zainteresowanych. Gdy już skończył odłożył otwartą gazetę na bok  i rzekł
- To by było na tyle.
- Jasny gwint. Kupa forsy inne to by dały się pociąć za taki szmalec. - stwierdził zaszokowany Viera.
- Taką postawę się chwali. Widać dziewczyna się szanuje - wyraził głośno swoje zdanie Kaka.
- Tylko takich dziewczyn więcej. - stwierdził uśmiechnięty Iker. Wszystkie informacje wyczytane przez hiszpańskiego obrońce odbijały się w mojej głowie. Nie mogłem dopuścić do świadomości że takie dziewczyny jeszcze istnieją. Zaimponowała mi tym. Zawsze chciałem by Irna zostawiła to wszystko i dała spokój tym rozbieranym sesjom. W końcu nic przy moim boku by jej nie zabrakło. Mam spory majątek nie musiała by zarabiać pieniędzy w taki sposób.  Ona tłumaczy się faktem że na tym polega jej praca. Ehh. Czemu nie myśli w taki sposób jak Vannesa? Pogrążony w zamyślaniach wyszedłem z szatni i udałem się samochodu.

Vannessa:

Te dwa tygodnie były dla mnie istną ucieczką od rzeczywistości. Unikałam kontaktu dosłownie z każdym piłkarzem z Realu Madryt. Gdy Ozil odwiedzał moją współlokatorkę wychodziłam z pretekstem ważnego spotkania co było oczywiście kłamstwem gdyż włóczyłam się po wszelakich kawiarniach i centrach handlowych. Alvaro dzwonił do mnie a ja nie odbierałam od niego telefonów a jak odbierałam to szybko kończyłam rozmowę nie dając mu dojść do słowa tłumacząc się że mam ogrom pracy i zleceń. Marcelo, Fabio, Benzema i Sergio zapraszali mnie do siebie na małe spotkania w gronie przyjaciół a nawet wspólne wyjścia lecz pozostałam nieugięta i dalej brnęłam w kłamstwie udając najbardziej zapracowaną modelkę w Madrycie. Jenn natomiast zasypywała mnie od tygodnia tym samym pytaniem czy pójdę z nią na mecz królewskich z Barceloną. Już za bardzo nie wiedziała jak mam jej odpowiadać. Wstydziłam się iść na ten mecz i zobaczyć Ronaldo po ostatnim moim występku . Wiedziałam że to jeden z najważniejszych meczy w sezonie i jest dla niego bardzo ważny tak samo jak dla pozostałych jednak paraliżował mnie strach. Wiem że go zraniłam bo po tym nawet nie odezwał się ani słowem. Natomiast Villa pisał do mnie codziennie. Chciał się spotkać lecz jemu też podałam tą samą śpiewkę co pozostałym. Mimo że miałam dużą ochotę się z nim zobaczyć. Dopadała mnie  ogromna potrzeba rozmowy z kimkolwiek a zaszywałam się samotnie w swoim świecie. David zapraszał mnie nawet na mecz na Camp Nou z Realem. Teraz to już totalnie nie wiedziałam co ja mam zrobić? Pójść w madryckiej koszulce sprawiając mu przykrość? Nie iść i sprawiając zawód wszystkim madryciakom w tym mu? Każdy wybór był by krzywdzący dla jednej jak i drugiej strony. Boziu dopomóż!!  Mecz już jutro!


Następnego dnia Camp Nou:

Ronaldo:

Nerwy dopadają wszystkich. Za chwile starcie z odwiecznym i najtrudniejszym rywalem w lidze. Próbuję się wyciszyć i odprężyć. Trener z przejęciem wymachuje rękoma tłumacząc ostatnie wskazówki przed meczem. Po chwili zostajemy przywołani do tunelu. Zamiast się skupić ja myślę o polce czy przypadkiem nie zmieniła zdania i będzie dziś na meczu. Podobno była taka zapracowana że nie miała czasu z kimkolwiek się zobaczyć. Po chwili w przejściu pokazują się katalończycy. Na sam widok Villi ciśnienie momentalnie mi podskoczyło do 200. Wymieniliśmy się nawzajem srogimi spojrzeniami. Dostrzegłem w jego oczach złowrogie nastawienie co znaczyło że nie wycofuje się z tej walki pomimo że już raz ode mnie oberwał. Miałem chęć powtórzyć ten wyczyn w tunelu ale opamiętałem się i wziąłem kilka głębokich wdechów i wydechów . Zdenerwowany wyszedłem na murawę gdzie po chwili rozpoczął się mecz. Nie panowałem nad piłką dziś wyjątkowo mnie nie słuchała. Chłopakom z drużyny gra też się nie kleiła . Nasze akcje były nie wykańczane a moje strzały lewą nogą na bramkę kończyły się uderzeniem w poprzeczkę lub w trybuny. Stało się przeciwnicy nie upilnowani przez obrońców strzelili nam bramkę. Po 20 minutach padła kolejna. Byłem bezradny wobec tej sytuacji. Graliśmy poniżej oczekiwań co wywoływało we mnie negatywne emocje. Banan w stronę trybun Villi mnie rozsierdził. Dopiero zauważyłem że siedzi tam Vann. Nabuzowany i wciekły biegałem po murawie. David ten symulant ostawiał niezły teatrzyk na boisku za co powinien dostać oscara. Jego postawa nie tylko wyprowadzała mnie z równowagi ale także pozostałych. Przy kolejnym niby faulu moim na nim Ramosowi i Arbeloi puściły nerwy. Dosłownie podnieśli go do góry gdy ten udawał wielce poszkodowanego.

Nie trzeba było długo czekać na reakcje jego kolegów z drużny którzy momentalnie znaleźli się blisko nas.
Puściły mi nerwy. To co trzymałem dosłownie od początku przelało się i wpłynęło na światło dzienne.
- Ty piepszony symulancie uważaj do kogo zarywasz bo cię zmiotę jak ostatnio w Joy Eslavia! - groziłem hiszpanowi. Miedzy nami wleciał Dani Alves próbując załagodzić sytuację i obronić swojego kumpla.
- Ale się przestraszyłem żelindo! - zakpił El Guaje wskazując na mnie palcem a ja odepchnąłem jego rękę z całej siły. Jakaś marna piłkarzyna z Barcelony nie będzie mi tu podskakiwać.  Mało nie brakowało a była  by tam niezła sieczka na szczęście w porę zjawił się sędzia i ukarał nas żółtą kartką.


Vannesa:

Przyszłam na mecz chyba tylko by się zdenerwować. Co Ronaldo odpierdziela do jasnej cholery? Czy on już nie potrafi przegrywać z honorem? Czemu atakuje Villę? Z przerażeniem przyglądam się tej sytuacji. Na szczęście do akcji wkracza Pan sędzia i karze ich żółtym kartonikiem za niesportowe zachowanie. Gra jednak się nie uspakaja. Crack z madrytu dosłownie prosi się o pokazanie czerwieni. Mourinho po kolejnym incydencie Ronaldo nie ryzykuje więcej i przed prawie końcem meczu zdejmuje go z boiska zastępując go Kaką. Zdesperowany portugalczyk z ławki obserwuje poczynania swoich kolegów. Macha rękoma,zaciska zęby i wskazuje na kogo mają grać niczym trener.


Miałam wrażenie że zaraz wleci na boisko i zacznie grać. Gwożbiem do trumny królewskich była piękna bramka Villi w 90 minucie meczu. Kolejny gol przeciwnika wprawił w frustrację Ronaldo który z bezradności aż cisnął kurtką.


Mecz zakończył się wynikiem 3:0 dla Barcelony. Żal mi było ogromnie chłopaków. Po meczu rozpętała się jedna wielka burda. Nie wiem jak się wszczęła ale zauważyłam że rozwścieczonego Ozila ciągną do szatni. Musiał wdać się w konflikt z jakimś przeciwnikiem. Sędzia nie miał litości i wyciągnął dla niego czerwony kartonik.


Biedny Marcelo z przerażeniem patrzy na co co się tam wyprawia tak samo chyba jak my. Jak zauważyła Jenn podobno Mou wdał się w ta szarpaninie i pociągnał kogoś za ucho.


Kibice wrzą na trybunach. Słychać coraz głośniejsze  obelgi w stronę Madryckich gości. Ronaldo też daje pokaz. Przed wejściem do szatni pokazuje bardzo miły gest w stronę gospodarzy.



Sędzia w tym haosie jednak tego nie zauważa. Byłam ogromnie na niego wkurzona. Wielka gwiazda a nie może przyjąć normalnie porażki. Miałam chęć mu to wygarnąć więc jak udało nam się jakoś opuścić trybuny skierowałyśmy się do szatni piłkarzy. Nie było łatwo się tam przedostać ale błyskotliwa Jenn przekonała tamtejszą stadionową ochronę. W oddali zauważyliśmy poirytowanego Mourinho wychodzącego z szatni. Był tak zdenerwowany że nawet nie zauważył naszej obecności. Żadna z nas nie miała odwagi go zaczepić.
Im bliżej znajdowałyśmy się wejścia do środowiska piłkarskiego tym głośniej było słychać podenerwowane  ich głosy. Prowadzili bardzo żywą dyskusję przepełnioną ostrymi słowami a czasem nawet ich konwersacja przerodziła się w krzyki. Spojrzałam na moją towarzyszkę a ona przytaknęła głową. Dobrze wiedziała co mam na myśli. Przyłożyła palec do ust na znak że mam być cicho i oparła głowę do drzwi nastawiając ucha.  Bez namysłu podążyłam jej śladami i zrobiłam to samo.
- Cris co ci odbiło że przysapałeś do Villi?! - spytał prawie że krzycząc Morata.
- Nie widziałeś jak symulował? Zresztą co ty możesz wiedzieć skoro wiecznie ławę grzejesz! - zagrzmiał Ronaldo.  Jak on mógł tak powiedzieć? Co za szczyt.
- Uuu To nie było miłe - skomentował dobitnie bodajże Fabio
- Słyszałem wszystko co Aveiro powiedział do Davida! Widać podoba im się ta sama laska! - zakomunikował wszystkim Sergio. Czemu mnie to nawet nie dziwi że on wie wszystko? Jego zawód to chyba szpieg. Jednak w lekkiej zadumie wsłuchiwałam się dalszy przebieg tej rozmowy.
- No nie gadaj to ten fircyk z Barcelony nie odpuścił sobie Vann od ostatniego razu w Joy Eslavia? - zakpił Karim.
- Jak widać nie! Widziałem ich razem kiedy czekała za Alvaro a raczej za mną nie wiedząc o tym. Z resztą nie ważne! Teraz już wiem kto w Hallowen napisał jej romantycznego smsa! - wypalił portugalczyk. Że co? Jaki sms? O czym on mówi? Kiedy jak? Byłam zdezorientowana jego słowami tak samo jak moja koleżanka.
- Skąd ty wiesz co za smsy Vannesa dostaje? Grzebałeś jej w tel? Na pewno nie uwierzę że sama ci go pokazała! - udzielił się poirytowany Marcelo.
- Dałem mu jej komórkę tamtej nocy dosłownie na chwile bo poszedłem się odlać w krzaki. Miał obejrzeć do końca filmik który mu pokazywałem na iPhonie. Na pewno rączkami zawędrował do jej skrzynki i stąd taki wielce poinformowany! - potwierdził przypuszczenia brazylijczyka francuz.
- Ronaldo jak mogłeś! Tak nie wolno! - krzyczał rozgoryczony Kaka
- Trzymałem ten telefon w ręce i nie miałem zamiaru nic jej grzebać naprawdę. Gdy przyszła ta wiadomość od tajemniczego numeru ciekawość nade mną wygrała. Wiem że nie pownienem ale szlak mnie trafił jak przeczytałem te tanie bajery od tego casanovy i ze złości skasowałem tego smsa!-  tłumaczył wrzeszcząc. Dosłownie jego każde słowo odbijało mi się w uszach. Jak on mógł?! Nie mogłam w to uwierzyć! Po chwili zorientowałam się że niechcący nacisnęłam klamkę od drzwi. Musiałam to zrobić nieświadomie zasłuchana w słowa portugalczyka. Wrota zdążyły otworzyć się na oścież i po ich drugiej stronie zobaczyłam zdezorientowane miny piłkarzy. Cr7 zbladł jakby zobaczył ducha. Spojrzałam w jego stronę z pogardą
- Jesteś totalnym dupkiem!  - wydarłam się po czym pobiegłam w stronę wyjścia ze stadionu zostawiając wszystkich w osłupieniu..........


Hey dziewczyny. Przepraszam że tak długo mi zeszło pisanie tego odcinka ale naprawdę nie miałam czasu na blogowanie. W dodatku nawet ostatnio nie mogę dobrać odpowiednich słów by przelać moje pomysły na te opowiadanie. Jakieś roztargnienie mam chyba przez tą zmienną pogodę  xD Początek notki totalnie mi się nie podoba więc możecie go ominąć jak kto woli. Być może bym udoskonaliła go na lepszy ale stwierdziłam  po ostatnich komentarzach że nie będę się nad wami dłużej znęcać. Wiec taką późną porą dodaje moje wypociny nasycone gifami kochanego Criska bo jutro będę nie dostępna. Niestety pracuję w weekend i w dodatku przyjeżdża mój facet. Nie wiem czy zdarzę was wszystkie poinformować o nowym odcinku. Z góry przepraszam. Kolejny odcinek nie wiem kiedy będzie. Wszystko zależy od mojego grafiku pracy. Wiem że to przykra wiadomość dla was ale postaram się następny napisać jak najszybciej. Proszę Was o wyrozumiałość. W sobotę koniecznie oglądajcie kolejne starcie z Barceloną. Na pewno nie będzie takie jak w moim odcinku więc możecie spać spokojnie :P Trzymajcie się cieplutko życzę wam miłego weekendu :) Bużka ;*

wtorek, 19 lutego 2013

17. Niespodziewane spotkanie


Vannesa:

Leżałam bezradnie przygnieciona ciężarem ciała największego bożyszcza w Madrycie. Tors  napastnika dosłownie stykał się z moimi piersiami co stawało się na mnie bardzo krepujące. Figlarny uśmieszek i dogłębnie przeszywający wzrok blokował mnie zewnętrznie i doprowadzał do przybierania na twarzy różnych barw. Jego bliskość paraliżowała mnie coraz bardziej jak nigdy dotąd. .
- Lecisz na mnie - wyszczerzył się portugalczyk przerywając moment ciszy. 
- Jak widać ty leżysz na mnie więc ty masz jakieś zaciągi do mnie - odgryzłam się po czym zepchnęłam go z siebie reszkami sił. 
- To ty mnie pociągnęłaś za koszulkę. Jak chciałaś mnie na wyłączność to trzeba było zapytać po meczu - stwierdził oburzony poprawiając sobie t-shirt. Chyba wjechałam mu na ambicję. No tak wielki Pan Aveiro nie leci na laski tylko one lgną do jego stóp. Ehh 
- Wierz mi ale nie bawię się w takie podchody. Jakbym coś od ciebie chciała już bym to miała. - rzekłam z zażenowaniem. Za plecami usłyszałam głośne pomruki uuuuuuu. Widocznie w nasz dialog bacznie wsłuchiwali się pozostali. Jedni z bardzo daleka inni to dosłownie zasłaniali mój cień. 
- Święta racja - przyznał mi rację Kaka który po chwili został uraczony piorunującym spojrzeniem Cr7. Momentalnie uśmiech mu znikł z twarzy ale tylko na dziesięć sekund gdyż potem wybuchł niepohamowanym śmiechem ze swoim małym kolegą z reprezentacji. Po napadzie głupawki Iker przywołał wszystkich do porządku i wznowiliśmy grę. Ta sytuacja tylko podsyciła craka Realu Madryt do strzelania goli mojej drużynie. Normalnie bombardował naszą bramkę. Nie wiem czy po złości czy  z prawdziwej chęci zobaczenia mnie na meczu.  Biedny Casillas bronił swojej bramki a ona drżała od kopnięć wściekłego portugalczyka. Niestety przegraliśmy mecz bo jak Cris się rozsierdził to władował nam chyba z pięć bramek gdzie my z naszą jedną Karima moglibyśmy się schować. Chłopacy zbytnio nie przejęli się przegraną. Wręcz przeciwnie byli w wybornych humorach a ja byłam dobita faktem że nie utarłam nosa wielkiemu gwiazdorowi. Bezradnie, zła sama na siebie schodziłam z płyty boiska. 
- Jutro ubierz koszulkę z moim numerem - usłyszałam znajomy głos za moimi plecami wyrywający mnie z zadumania. Dobrze wiedziałam kto to jednak nie odwróciłam się. Nie chciałam by zobaczył mojej zawiedzionej miny by kolejny raz dać mu powód do triumfu. Jednak on nie dawał za wygraną. Podbiegł zagradzając mi drogę zmuszając mnie tym do podniesienia wzroku ku sobie. Wbijałam spojrzenie w różne przedmioty w otaczającym mnie otoczeniu byle nie spoglądać mu prosto w oczy. Ewidentnie chowałam głowę w piasek. Nie lubiłam przegrywać on chyba też. Łączyła nas jednak jedna wspólna cecha.
- Dobry pomysł ubiorę koszulkę z numerem mojego idola. Niestety ty już nim już nie jesteś. - skłamałam na odczepnego spoglądając mu ze złością w oczy. Chyba uwierzył w moje deklaracje bo momentalnie posmutniała mu twarz.
- A niby kto? - spytał zmieszany podnosząc lekko prawą brew do góry.
- Dowiesz się wszystkiego jutro. Pa - rzuciłam wymigując się od odpowiedzi zostawiając go samego w osłupieniu. Boże ale ja się wpakowałam z tym kłamstwem teraz będę musiała ubrać t-shirt z numeracją jakiejś gwiazdy madrytu. Wykluczając numer siedem pozostaje jeszcze wiele kombinacji. Teraz który wybrać? Hmm chyba ten wybór zostawię sobie na jutrzejszy dzień....

Następnego dnia Santiago Bernabeu :

Ronaldo:

Mou tłumaczy wszystkim ostanie wskazówki przed spotkaniem z Malagą a ja nie mogę się skupić.  Błądzę myślami gdzieś daleko gdzie inni nerwowo wsłuchują się w każde słowo trenera. Chce już znać odpowiedz na dręczące mnie od wczoraj pytanie. Z jakim numerem ubierze Vann koszulkę? Najlepiej bym już teraz wybiegł na płytę boiska i to sprawdził. Zżera mnie ciekawość. Mam nadzieje że mnie oszukała i jednak będzie z tą siódemką bo kto by miał być lepszy ode mnie? Z zadręczających myśli wyrwał mnie głos Casillasa ponaglającego mnie do wyjścia z szatni. Już za chwile mecz a ja mam zero skupienia. Musze się otrząsnąć. Wstałem i popędziłem za kapitanem drużyny do tunelu. Wszyscy piłkarze skoncentrowani rozciągają się przed wejściem na murawę tylko nie Fabio który jarzy michę do kratek. W pewnym momencie aż się do niej przykleił. Ciekawe jaki jest jego powód radości? Postanowiłem to sprawdzić.


- Co masz takiego banana na mordzie? - spytałem ze śmiechem
- Patrz jakie tam siedzą towarki - zachwycał się teatralnie.
- Etam  pewnie jakieś pasztety - rzekłem ze stoickim spokojem
- Coś ty. Jedna na pewno  przykuje twoją uwagę - puścił mi oczko po czym udał się w kierunku Arbeloi. Ciekawość wygrała i zerknąłem przez stalowe kratki. Na trybunach zauważyłem Vannesę i Jennifer. Były poubierane w białe madryckie koszulki jednak nie mogłem dostrzec tej przeklętej liczby mimo że wklepiłem przez te stalowce cały swój nos.


Niech to szlag. Proszę wykręć się plecami - krzyczałem beznadziejnie w myślach. Jednak ona nie drgnęła. Sędzia informuje że zaraz wychodzimy a ja dalej bujam w obłokach. Trener mnie zamorduje jak nie strzelę dziś gola w końcu to puchar króla musimy awansować dalej....


Vannesa:

Tyle już mieszkam w Madrycie a ani razu nie byłam na meczu Królewskich. Gdyby nie zakład który przegrałam pewnie by mnie tu dziś nie było. Moją towarzyszką wieczoru jest Jennifer  która niecierpliwie wypatruje pojawienia się swojego turka na boisku. Ja poprawiam nerwowo madrycką koszulkę. O święty Józefie ile ja miałam dziś gdybania z jakim numerem mam się dziś pokazać. Analizując wszystkie za i przeciw wybrałam najmniejsze zło.
- Vann wychodzą! - zapiszczała poruszona Jenn. Rzeczywiście zauważyłam czarne punkty na murawie. Trybuny kibiców zawrzały gdy na boisko wbiegła ich największa gwiazda. Sam Ronaldo we własnej osobie.  Biegł tyłem ku kolegom spoglądając w stronę loży vipowskiej gdzie siedziałam ja z moją przyjaciółką. W dodatku suszył  bezczelnie zęby. Ja już dobrze wiem o co mu chodziło. Postanowiłam ujawnić mu tajemniczą cyfrę na plecach odwracając się tyłem. Niech ma chłopak trochę radości. Widok jego miny gdy ujrzał liczbę dwadzieścia dziewięć z wy tuszowanym nazwiskiem Morata był bezcenny. Zamurowanego biedaka musiał przywołać do porządku Sergio odciągając go w stronę środkowej części murawy. Po chwili zaczął się mecz. Z minuty na minutę coraz bardziej moje emocje ożywały. Krzyczałam głośno dopingując chłopaków. W 19 minucie Ronaldo strzelił przeciwnikowi gola a za 5 minut kolejnego. Radośnie z Marcelo celebrował strzeloną bramkę tańcząc jak w teledysku piosenki As Se Te Pego największego hicioru ostatniego miesiąca na całym globie.



Chyba ćwiczyli to w szatni bo naprawdę nieźle im to wyszło. Muszę przyznać że miło popatrzeć jak dwójka madryciaków kręciła tyłkiem prze milionami widzów. Nawet nie wiedziałam że Cristiano tak dobrze kręci bioderkami. W dodatku ten zgrabny zadek ehhh - westchnęłam z podziwu.  Malaga to bardzo dobry zespół ale nie dawał rady ze snajperem Madrytu. W 48 minucie strzelił kolejnego gola zaliczając tzw. hat-tricka. Jego szczęście znowu  było odprawiane tańcem połamańcem z małym brazylijczykiem. Mogę się założyć że ich wygłupy jutro będą tematem numer jeden  na pierwszych stronach gazet.



Po 20 minutach Higuain strzelił gola pogrążając gości i podwyższył prowadzenie na 4:0. Przeciwnicy do końca meczu  nie zdołali oddać ani jednego celnego strzału i wynik ostatecznie zakończył się wysokim zwycięstwem Los Blancos.  Po gwizdku sędziego udałam się z Jenn do wyjścia by nie paść ofiarą głupich dziennikarzy którzy i tak robili nam zdjęcia tego wieczoru. Zmęczona i pełna szczęścia wróciłam do domu. Emocje pomału opadały z mojego ciała. Wzięłam prysznic i położyłam się spać. Nazajutrz czekał mnie ciężki dzień. Od rana same niespodzianki. W pracy nękana byłam propozycjami do tanich gazetek dla panów co wprawiało mnie o lekki zawrót głowy a po pracy postanowiłam podjąć ciężki temat wyboru auta. Nie za bardzo wiedziałam jak się za to mam zabrać więc zadzwoniłam o pomoc do kuzyna mojej współlokatorki. Zgodził się bez żadnego ale. Alvaro był bardzo pomocny i zawsze mogłam na niego liczyć. Umówiliśmy się na  15  koło hotelu Atlantico na słynnej ulicy Grand Via. Zostało mi troszkę czasu więc skorzystałam z okazji i odwiedziłam pobliskie sklepy. Po wyjściu z jednego z nich natknęłam się na osobę która najmniej się tu spodziewałam. Miał zadzwonić,napisać cokolwiek lecz on na wyraźniej w świecie mnie olał. Chyba mnie nie zauważył więc ja postanowiłam się z nim przywitać.
- Hey - rzuciłam uśmiechając się szeroko na jego widok.
- O Hey - opowiedział zaskoczony moim widokiem Villa. Zachowywał się wręcz dziwnie co bardzo mnie zastanowiło.
- Widzę bardzo jesteś zajęty aż do dziś nie znalazłeś czasu by się spotkać - rzekłam z lekkim żalem w głosie. David był zaskoczony tym co mówię.
- Pisałem do Ciebie wiadomość ale.... - nie zdążył mi wytłumaczyć do przerwałam mój w pół słowa.
- Nic nie dostałam. Na pewno pomyliłeś numery - odrzekłam z ulgą w głosie.
- Bardzo możliwe - stwierdził zamyślony. Po chwili uśmiechnął się szeroko aż zrobiło mi się gorąco.

Ronaldo:

Stałem w korku trąbiąc na jakich niemrawych kierowców. Spieszyłem się na spotkanie i to nie byle z kim. Nie chciałem by długo czekała. W końcu udało mi się dobrnąć na wskazaną ulicę. Parkując zauważyłem ją z jakimś typem. Ciśnienie podniosło się momentalnie. Poznałem go był to David Villa. To ona z nim się dalej zadaje? Wyskoczyłem jak oparzony ze samochodu. Byli zafascynowani rozmową że nie zwracali uwagi na otaczających ich ludzi. Zachowałem zimną krew chociaż miałem ochotę iść i rozkwasić mu twarz. Niezauważony podszedłem bliżej i schowałem się za kolumną znajdującą się blisko nich. Nadstawiłem ucho i wsłuchiwałem się w ich rozmowę. To  co usłyszałem rozsierdziło mnie jeszcze bardziej. Jak ona mogła dać numer temu frajerowi z Barcelony. Popamięta mnie ale nie dziś! Dorwę go w swoim czasie i nie będę miał litości. Mam nadzieje że to się nie wyda co mu odpisałem. Niech myśli że pomylił numery tak jak Vann. Nie ciesz się do niej tak bo naprawdę zaraz będziesz zbierał zęby z chodnika - mówiłem ze złością pod nosem. Hiszpan oddalił się w stronę auta co znaczyło że zakończył z nią rozmowę. W końcu niech spierdala do swojej lamusowatej Barcelony. Poczekałam aż odjedzie po czym uchwyciłem moment nieuwagi dziewczyny  i zaszedłem ją od tyłu.
- Przepraszam za spóźnienie - szepnąłem jej do ucha co bardzo ją przestraszyło bo podskoczyła lekko do góry.
- Ronaldo? Co ty tu robisz? - wydukała oszołomiona moim widokiem.
- Potrzebowałaś pomocy więc jestem - podsumowałem uśmiechając się szeroko.
- Ale ja prosiłam Alvaro o pomoc nie ciebie  - powiedziała poirytowana
- Spokojnie. Mortowi popsuło się auto. Nie chciał cię wystawić do wiatru więc załatwił zastępstwo. Mam nadzieję że ci to nie przeszkadza. Naprawdę chcę pomóc znam się na samochodach - tłumaczyłem ze spokojem. Ona spoglądała na mnie badawczo. Sprawiała wrażenie niepocieszonej. Miałem nadzieje że nie odrzuci mojej propozycji.
- Chyba nie mam innego wyjścia - rzekła z rezygnacją. Zabrałem ją do najlepszego salonu samochodowego w Madrycie. Zaproponowałem jej sportowe auto Audi R8 była zachwycona i kupiła je odrazu. Trafiłem bezpośrednio w jej gusta co bardzo mnie ucieszyło. Cieszyła się jak dziecko siedząc za kółkiem nowego nabytku.
- Jeju jakie one fajne! Nawet ma podgrzewane fotele - piszczała zachwycona przyciskając wszystkie dostępne guziki na pulpicie.
- Teraz jest twoja. Przygotuj się do swojej pierwszej jazdy - odrzekłem radośnie zapinając pas.
- Ej no teraz zaraz? - jąkała się
- No tak - naśmiewałem się z niej widząc jej zakłopotaną minę.
- Ale ja nie wiem jak ją prowadzić - rzekła bezradnie
- Dobra przesiadaj się  pokaże Ci wszystko. - zapewniałem. Zrobiła tak jak powiedziałem bez żadnego ale. Uczyłem ją krok po kroku i pokazywałem funkcje samochodu w czasie jazdy.

Vannesa:

Ronaldo był strasznie opanowany tłumacząc mi wszystkie bzdety i bajery jakie posiada mój nowy nabytek.  Bardziej wpatrywałam się w niego zamiast w to co mi pokazuję co nie ukryło się przed jego bystrym okiem.


- Wszystko widzę - wybuchł śmiechem portugalczyk pokazując na swoje spostrzegawcze patrzałki. Zostałam przyłapana na gorącym uczynku. Nieśmiało uśmiechnęłam się w jego stronę. 
- Już chyba wszystko pojęłam. Teraz ja Cię przewiozę - rzuciłam wesoło gdy zauważyłam że znajdujemy się w miejscu naszego startu. Cris zjechał na pobocze a ja z lenistwa nie chcąc obchodzić całego samochodu podjęłam próbę wpakowania się na jego miejsce z fotela pasażera. Lecz on nie za bardzo chciał z niego ustąpić. Szczerzył się jak głupi mierząc mnie przy tym. Wyprowadzał mnie tym z równowagi.
- Usiądź mi na kolanach nie wstydź się - prychnął śmiechem.
- Wyjdź po dobroci - rozkazałam groźnie ledwo co stojąc gdyż ta pozycja była bardzo nie wygodna. On się tym nie przejął bo dalej spoglądał na mnie z rozbawieniem. Nagle pociągnął mnie za drżącą nogę aż znalazłam się na jego kolanach. Wpatrywałam się w jego czekoladowe tęczówki a on w moje. Z jego twarzy znikł bezczelny banan. Przychylił swoje usta do moich warg aż zadrżałam. Dosłownie milimetry dzieliły nas od pocałunku. Nie wytrzymałam tej gry emocji i pocałowałam go delikatnie. Nasz pocałunek przerodził się w coraz bardziej namiętny. Po chwili zorientowałam się co robię i odskoczyłam od niego jak oparzona. 
- Przepraszam. Nie powinnam - wydukałam zdenerwowana. 
- Nic się nie stało - zapewniał gładząc mnie po policzku. Dotyk jego palców na mojej twarzy wywołał lekki dreszcz. Otworzyłam drzwi i stanęłam na ulicy spoglądając na niego wyczekująco dając do zrozumienia że ma wyjść. 
- Zapomnij o tym - poprosiłam słabo. On ze smutkiem spojrzał na mnie i wyszedł z auta bez słowa. Zrobiło mi się strasznie przykro. Miał takie smutne błyszczące oczy. Wsiadł do swojego czarnego lamborghini trzaskając drzwiami i odjechał z piskiem opon. Może pomyślał że traktuje go jak zabawkę? To nie tak miało wyglądać ....



Hey dziewczyny. Przepraszam że tak długo ale naprawdę nie miałam czasu. Teraz odcinki będą się pojawiały rzadziej niż dotychczas z powodu większych obowiązków. Pomysłów jest sporo ale nie ma czasu by je przelać na laptop. Mam nadzieje że mi wybaczycie :D Także nie pytajcie kiedy następny odcinek bo naprawdę tego nie wiem. Statystyka osiągnęła właśnie ponad 10000 wejść. Chciała bym wam za to bardzo ale bardzo podziękować bo jest to dla mnie bardzo motywujące. Jesteście kochane :* buziaki :* Do następnego :D